W Polsce obowiązuje ten drugi, nie mam co do tego wątpliwości. Kurs jest rynkowy, ale słaby. Według siły nabywczej polski złoty jest niedowartościowany o połowę. Produkt krajowy na mieszkańca według siły nabywczej wynosi ponad 21 tys. międzynarodowych dolarów, a nominalnie według kursów - 13 tysięcy dol. z ogonkiem.
„Polskiej walucie szkodzi oczekiwanie na obniżki stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej (RPP)" – pisze jakiś analityk. „Inny czynnikiem działającym na niekorzyść złotego jest sytuacja na Ukrainie". Oczywiście to prawda. Tylko nawet nie cząstkowa, a kompletnie marginalna. Złoty był niedowartościowany, kiedy o wojnie na Ukrainie nikomu się nie śniło. Ani o planowanych obniżkach stóp procentowych przez RPP.
Złoty jest słaby, bo Polska jest dość słabym gospodarczo krajem i ma rząd o mocnych tendencjach etatystycznych, wykazujący nawet skłonności do konfiskaty. Ma niską produktywność i wysoką niepewność rozwiązań podatkowych i regulacyjnych. Rządzona jest przez kiepskiej jakości biurokrację (im wyżej tym gorszą, jak się wydaje), z rozdętym i deficytowym budżetem i finansami publicznymi oraz całkiem sporym długiem, jak na kraj o relatywnie niskim poziomie rozwoju. Nadto tam, gdzie władze mogą lekko manipulować kursem, tam to robią, by złotego osłabiać, a nie wzmacniać.
Co oznacza słaby złoty, poza rzecz jasna brakiem szacunku na świecie dla waluty równie słabej, co nierozpoznawalnej z tego powodu? Oczywiście hamuje restrukturyzację firm, inwestycje, wzrost produktywności itd. – skoro można na eksporcie zarabiać przyzwoite pieniądze bez wysiłku, to po co się męczyć. Oznacza też dla konsumentów drogie towary importowane, drogie wyjazdy zagraniczne, niższy standard życia (i turystyki też). Ci sami zwolennicy słabej waluty dziwią się potem, że zarobki w Polsce są 3 czy 4 razy niższe niż w krajach wysokorozwiniętych.
Słaby złoty oznacza wzrost wartości złotowej długu publicznego, czyli wyższe obciążenia z tego tytułu dla obywateli (podatników). Oznacza też w niektórych aspektach pogorszenie, a nie poprawę konkurencyjności, np. przez wzrost cen paliw i kosztów transportu.