Naprawdę sądzi pan, że Polska może tak mocno wpływać na innych?
Sama Polska oczywiście nie. Mówię o wspólnej odpowiedzi krajów, które mogą działać. Chodzi o Niemcy, Polskę czy Austrię. Ich działania mogą pobudzić pozostałe kraje ciągnąć je do góry. Żaden kraj indywidualnie nie jest w stanie dźwignąć gospodarki europejskiej, ale wspólne działanie może stanowić różnicę.
Publicznie mówi pan, że Unia zabiera się do poprawy sytuacji gospodarczej nie z tej strony co trzeba?
Problem leży w przeszłości. Europa działała bardzo powolnie w celu przezwyciężenia słabości w sektorze bankowym. Nie re-dokapitalizowaliśmy banków w takim tempie jak zrobili to Amerykanie. Akurat Polska jest przypadkiem odmiennym, bo nigdy nie doszło u was do kryzysu najważniejszych banków. Jednak inne kraje, w szczególności Hiszpania, doświadczyły sytuacji, w której zbyt powolna rekapitalizacja banków pociągnęła ich gospodarki w dół na lata. W rezultacie nie ma teraz pieniędzy dla małych i średnich przedsiębiorców na prowadzenie ich biznesów, a to ich działalność jest szansą na nowe miejsca pracy i wzrost gospodarczy. To poważny problem. Dopóki banki nie będą gotowe pożyczać zamiast poprawiać swoje bilanse nie będzie przepływu kapitału do powstających biznesów. Widać to we Włoszech gdzie można wręcz mówić o strajku dotyczącym inwestycji w małą przedsiębiorczość. Tak samo jest w Hiszpanii gdzie banki muszą wykładać coraz więcej i więcej pieniędzy na rekapitalizację. Rozmawiamy na 6. Forum Kohezyjnym, a więc konferencji poświęconej funduszom europejskim. Inwestycje współfinansowane przez UE mogą być impulsem wzrostu gospodarczego? Nie, bo to zbyt wolny proces. To program wieloletni. Nie jest to coś, co może realnie i szybko przyspieszyć wzrost w Unii.
Chodzi tylko o długi okres czy też zbyt małe kwoty?
Nawet jeżeli w przypadku niektórych krajów, jak Polska, pula jest akceptowalna, bo mówimy o 2 proc. PKB to i tak nie wystarczy, bo tych pieniędzy nie można użyć szybko. Nie można przyspieszyć ich wydawania. Nie osiągniemy więc efektu stymulacji.