Takich tras ma być blisko 4 tys. kilometrów.
Czekałem na to blisko 25 lat, odkąd we Francji zobaczyłem podobne rozwiązanie podczas pierwszych prawdziwych zagranicznych wakacji za kółkiem. Długo dziwiłem się, dlaczego nikt w naszym kraju nie wpadł na taki prosty pomysł, dodatkowo zwiększający bezpieczeństwo.
Każdy polski kierowca, przemierzający w wakacje drogi Europy, może zresztą wskazać dziesiątki „patentów" usprawniających ruch w miastach i poza. „Patentów", które docierają do nas zdecydowanie zbyt późno. Dodatkowe małe sygnalizatory świetlne na skrzyżowaniach pojawiły się u nas jakieś dziesięć lat temu. Ronda dopiero teraz szerzej wchodzą do użytku (większość kierowców wciąż nie umie po nich jeździć i nie używa kierunkowskazów). Sygnalizatory pokazujące czas do zmiany świateł to rzadkość, być może z powodu kosztów. Niewiele kosztowałoby natomiast wprowadzenie migającego zielonego światła uprzedzającego, że zaraz będzie żółte, ale w Polsce nie widziałem tego nigdzie.
W naszym kraju stanowczo brakuje centrum poszukującego najlepszych praktyk w ruchu drogowym i sprawnie wdrażającego je w życie – nie tylko na drogach krajowych, ale także wojewódzkich, powiatowych czy miejskich. Zwłaszcza w miastach lokalni inżynierowie ruchu błądzą we mgle, wprowadzając pomysły, które zamiast zmniejszać zagrożenie, zwiększają je.
Piszę o tym, bo w ruchu drogowym ściąganie od najlepszych to opłacalna inwestycja. Jak obliczył Bank Światowy, ogólny koszt śmiertelnych wypadków drogowych w Polsce sięga astronomicznej sumy 30 mld zł. Dzięki wprowadzaniu dobrych praktyk na drogach połowę sumy da się zaoszczędzić. Drogi 2+1 to krok w tym kierunku.