Nie dla nas ten gaz

Norwegowie chcą pomóc Unii uwolnić się od rosyjskiego gazu. Zamiast niego proponują gaz z Norwegii. Czy to dla nas dobrze?

Publikacja: 22.03.2015 18:03

Iwona Trusewicz

Iwona Trusewicz

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski Krzysztof Skłodowski

Norweska propozycja sprowadza się do zwiększenia udziału norweskiego surowca na rynku Unii kosztem surowca z Rosji. Teraz Rosja zapewnia 30 proc. unijnego zapotrzebowania, a Norwegia - 20 proc. To dwóch najbardziej dominujących dostawców na europejskim rynku.

Norwegowie, o czym u nas mówi się niewiele, to nie tylko LNG, którego produkują mniej od Rosji, ale też gazociągi. Dostarczają mini 102,4 mld m

3

(Rosjanie - 162,4 mld m

3

, dane BP za 2013 r.). Głównymi odbiorcami są Niemcy, którzy w Norwegii kupują niewiele mniej gazu, aniżeli w Rosji i te proporcje szybko mogą się zmienić. Drugim największym rynkiem dla norweskich rur z gazem jest Wielka Brytania - rynek, na który Rosjanie próbowali wejść wiele razy, ale jak dotąd bez powodzenia. Francja i Holandia, kupują norweskiego gazu dwa razy więcej niż rosyjskiego. Nawet nasi sąsiedzi Czesi dostają gazociągowy norweski gaz. Kupują go dwa razy mniej niż z Rosji, ale są dowodem, że nie koniecznie LNG jest tu alternatywą.

Rynkami na których norweski gaz jest nieobecny są gazowe satelity Rosji - Turcja, Grecja, Węgry, Finlandia, Słowacja i Polska - rynek w tej części Europy największy, rocznie potrzebujący importować ok. 10 mld m

3

gazu.

Dlaczego wzorem np. Czechów, nie kupujemy gazu rurociągowego z Norwegii? Czesi korzystają pewnie z rurociągów niemieckich (lub austriackich). Także Polska mogłaby taki norweski gaz dostawać poprzez Niemcy. Pytanie o cenę nie jest na miejscu, bo jeżeli kupno w Norwegii opłaca się Czechom czy Niemcom, a niedługo także Litwinom, to dlaczego nie miałoby nam? Ano pewnie dlatego, że kontrakty z Gazpromem i z Quatargasem ubezwłasnowolniły na długie lata polskie zakupy gazowe. Nie jest tajemnicą, że nasze gazowe kontrakty są jednymi z najdłuższych na unijnym rynku.

Dopóki więc pozostaniemy na łańcuchu sięgających po 2022 rok (Gazprom) i 2035 r. (Katar) umów, to możliwości manewru i różnicowania źródeł dostaw będą niewielkie. O norweskim gazie wiele lat temu zadumał się rząd premiera Buzka. Szybko się jednak z tego wycofał pod naporem krytyki bardziej sterowanej z zewnątrz niż spontanicznej.

Dlatego inni będą sięgać po norweski gaz (mówią już o tym głośno Łotysze, a Norwegowie proponują im inwestycje w terminal). My musimy poczekać jeszcze siedem lat. I oby nasi gazowi decydenci nie zapomnieli w tym czasie tego wszystkiego, czego się dziś nauczyli i uczą.

Norweska propozycja sprowadza się do zwiększenia udziału norweskiego surowca na rynku Unii kosztem surowca z Rosji. Teraz Rosja zapewnia 30 proc. unijnego zapotrzebowania, a Norwegia - 20 proc. To dwóch najbardziej dominujących dostawców na europejskim rynku.

Norwegowie, o czym u nas mówi się niewiele, to nie tylko LNG, którego produkują mniej od Rosji, ale też gazociągi. Dostarczają mini 102,4 mld m

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Jak zaprząc oszczędności do pracy na rzecz konkurencyjnej gospodarki
Opinie Ekonomiczne
Blackout, czyli co naprawdę się stało w Hiszpanii?
Opinie Ekonomiczne
Czy leci z nami pilot? Apel do premiera
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Pytam kandydatów na prezydenta: które ustawy podpiszecie? Czas na konkrety
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku