I tak – prawie – stało się tym razem. Postawieni pod ścianą politycy PO zaproponowali zmiany w programie „MdM".

Lepiej późno niż później – mówi tytuł pewnej komedii, w której wszystko dobrze się kończy. Mam nadzieję że tu też wszystko dobrze się skończy. Różnica jest taka, ze w filmie po drodze było śmiesznie a w „MdM" raczej strasznie. Strasznie dlatego, że pominięto w nim ogromną grupę młodych Polaków mieszkających w małych miasteczkach. Strasznie dlatego, że eksperci i znawcy rynku wytykali to posłom przez wiele miesięcy. Więcej – o ustawie mówiło się, że została napisana nie po to, by wspierać młodych Polaków, ale dużych deweloperów. Do dziś bowiem, aby skorzystać z rządowego dofinansowania, należy kupować mieszkanie na rynku pierwotnym nie większe niż 75 mkw. i mieszczące się w limicie cenowym dla danej lokalizacji. Oczywiście na kredyt rozłożony co najmniej na 15 lat.

I oto, co nagle – zupełnie niespodziewanie – się dzieje. Posłowie idą po rozum do głowy. Nie dlatego jednak, że posłuchali ekspertów, którzy do nich długo apelowali, ale dlatego, że przerazili się tego, co wydarzyło się w czasie wyborów prezydenckich. Jestem przekonany, że gdyby Bronisław Komorowski wygrał wybory, a PO cieszyło się poparciem na poziomie 30–35 proc. i wyprzedzało PiS, żadnemu z posłów pomysł nowelizacji nie przyszedłby do głowy. A tak – zaczęto myśleć gorączkowo, jak tu się przypodobać wyborcom. Bo PiS, bo Kukiz, bo wreszcie Petru. Oczywiście wiele obietnic wyborczych i pomysłów powyborczych było absurdalnych, ale ten wreszcie słuszny.

Bo zgodnie z nim z programu „MdM" będą mogli skorzystać wszyscy ci, którzy zamierzają kupić nieruchomość na rynku wtórnym. Wskaźnik cenowy dla niego będzie nieco niższy niż dla rynku pierwotnego, ale i tak to, co się wydarzy, można spokojnie nazwać rewolucją w programie. Piszę „wydarzy się", bo pomysł przedstawiła na razie podkomisja sejmowa. Wcale nie będę jednak zdziwiony, jeśli posłowie, z wiadomych powodów, przegłosują to w tempie błyskawicznym jeszcze przed wakacjami. I wreszcie program „Mieszkanie dla młodych" dotrze tam, gdzie pierwotnie powinien – do małych miejscowości i miasteczek, gdzie dewelopera nie widziano od lat. Warto sobie zdać sprawę z tego, że nie wszyscy młodzi mieszkają w wielkich miastach i nie tylko ci z Warszawy, Wrocławia czy Krakowa chcą mieć możliwość kupienia własnego M.

Jak ja lubię czas przedwyborczy. Gdyby takich pomysłów było więcej jestem w stanie zaakceptować wybory nawet co dwa lata. Ale z ustawowo ograniczonym czasem kampanii – np. do dwóch czy trzech tygodni. Choć marzy mi się, by polityków można było oceniać co roku, np. przez internet. A najlepiej, gdyby powstał program: „Jak oni rządzą na Wiejskiej?". Najgorsi odpadają po paru posiedzeniach Sejmu.