Jeśli patrzeć na powszechnie znane mierniki gospodarcze – PKB, bezrobocie, płace, inflację – w sumie nie ma się czego specjalnie czepiać. Szału nie ma, ale żadnej katastrofy też nie. Kiedy rok temu rząd przejmował władzę, ostatni odczyt PKB z trzeciego kwartału 2023 pokazywał symboliczny wzrost o 0,5 proc. (po dwóch poprzednich kwartałach, w ciągu których PKB spadał). Dziś ostatnie dane GUS pokazują wzrost o 2,7 proc., a więc całkiem znośny. Bezrobocie jest niemal dokładnie takie samo jak przed rokiem, a więc bardzo niskie (rejestrowane wynosi około 5 proc., co przy poprawnym pomiarze statystycznym oznacza mniej niż 3 proc.). Ze wzrostu dochodów ludzie powinni być raczej zadowoleni – płace rosną w tempie ponad 11 proc., a emerytury w tempie 14 proc., niewiele wolniej niż przed rokiem, przy znacznie niższej inflacji. No właśnie, więc na koniec inflacja: dziś wynosi 4,6 proc., przed rokiem była o 2 pkt proc. wyższa. Czyli wszystko w porządku?