Witold M. Orłowski: Pan Maginot i pieniądze

Wszystko wskazuje na to, że musimy trwale, znacząco zwiększyć wydatki obronne. Trzeba do tego dostosować finanse publiczne.

Publikacja: 23.05.2024 04:30

Polska zbuduje za 10 mld zł linię fortyfikacji granicznych, która ma odstraszyć ewentualnego wroga.

Polska zbuduje za 10 mld zł linię fortyfikacji granicznych, która ma odstraszyć ewentualnego wroga.

Foto: Adobe Stock

Polska zbuduje za 10 mld zł linię fortyfikacji granicznych, która ma odstraszyć ewentualnego wroga. To nieodparcie przywodzi na myśl skojarzenie z niesławną Linią Maginota. Z jednej strony niesłuszne, z innej warte rozwagi.

Podobieństwa są zdumiewające, choć (oby!) przypadkowe. Linia Maginota miała 400 km – i tyle samo będzie miała nasza. Obejmowała tylko część granic – i tak będzie z naszą. Kosztowała 3 mld franków, czyli 10–12 mld dzisiejszych złotych – tyle co nasza!

Linia Maginota okryta jest złą sławą. Wierząc w jej magiczną siłę, armia francuska w ogóle zrezygnowała z walki manewrowej i w 1940 r. bezczynnie patrzyła, jak niemieckie dywizje pancerne obchodzą bokiem potężne fortyfikacje. Uznaje się ją wręcz za przyczynę francuskiej klęski: miała doprowadzić do bierności dowództwa armii.

Krytyka jest jednak przesadna, a problemem nie było istnienie Linii Maginota, ale jej złe wykorzystanie. Jak napisał jeden z pionierów koncepcji wojny błyskawicznej John Fuller, mogła być przydatną tarczą osłaniającą francuską mobilizację i przygotowanie kontruderzeń (tak jak Linia Mannerheima pomogła Finom w skutecznej obronie przed Rosjanami). Do tarczy potrzebny był jednak również miecz. Prawdziwy problem leżał nie w fortyfikacjach, ale w tym, że „francuska armia polowa nie była mieczem, ale kijem od miotły”.

Lekcja z historii Linii Maginota nie oznacza, że fortyfikacje są niepotrzebne. Pokazuje natomiast, że są tylko jedną z części puzzla, który łącznie ma zapewnić bezpieczeństwo kraju. Skoncentruję się na aspektach ekonomicznych tego problemu, czyli na sfinansowaniu potrzeb obronnych.

W czasie toczącej się kampanii wyborczej od polityków lewicy usłyszeliśmy opinię, że „skoro stać nas na budowę fortyfikacji, to tym bardziej stać nas na podwyżki dla pracowników sfery budżetowej”. Nie mam wątpliwości, że wielu pracownikom sfery budżetowej należą się podwyżki. Ale cytowana teza jest absurdalna. Nie budujemy fortyfikacji dlatego, że nas na to stać (i nie wiemy, co zrobić z pochodzącymi z podatków pieniędzmi). Budujemy dlatego, że według wojskowych musimy. I tak jest z całością wydatków obronnych. Jako ekonomista nie jestem zachwycony tym, że Polska od tej pory będzie wydawać na obronność nie 2, ale pewnie ok. 4 proc. PKB. Ale przyjmuję, że to niezbędne, a polityka gospodarcza musi się do tego dostosować.

Finanse publiczne nie są z gumy. Jeśli musimy trwale i znacząco zwiększyć część wydatków, możemy to zrobić albo zwiększając deficyt i zadłużenie, albo podnosząc podatki, albo ograniczając wzrost innych wydatków. Wszystko to ma swoje konsekwencje.

Wzrost deficytu załatwia sprawę na krótką metę, ale nie rozwiązuje problemu – zmienia tylko jego charakter (z czasem pojawiają się kłopoty z zadłużeniem i inflacją). Wzrost podatków jest możliwy, ale zwykle odbywa się kosztem wzrostu gospodarczego (z czasem pogłębia to inne problemy). Dostosowanie reszty wydatków to jedyna metoda trwale rozwiązująca problem (ale bardzo niepopularna).

Jak mówią Francuzi, à la guerre, comme à la guerre. Każda wojna prowadzi do ofiar i do konieczności dokonania nieprzyjemnych wyborów. Nie uciekniemy przed nimi, jeśli Polska ma być nadal bezpieczna, a polska gospodarka zdrowa.

Polska zbuduje za 10 mld zł linię fortyfikacji granicznych, która ma odstraszyć ewentualnego wroga. To nieodparcie przywodzi na myśl skojarzenie z niesławną Linią Maginota. Z jednej strony niesłuszne, z innej warte rozwagi.

Podobieństwa są zdumiewające, choć (oby!) przypadkowe. Linia Maginota miała 400 km – i tyle samo będzie miała nasza. Obejmowała tylko część granic – i tak będzie z naszą. Kosztowała 3 mld franków, czyli 10–12 mld dzisiejszych złotych – tyle co nasza!

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jaki jest proces tworzenia banku cyfrowego i jakie czynniki są kluczowe dla jego sukcesu?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Ludzie potrafią liczyć. Władza prosi się o kłopoty