Szczególnie złe było dla Giełdy Papierów Wartościowych zwłaszcza ostatnie 12 miesięcy. Z jednej strony mieliśmy najgorszy rok pod względem giełdowych debiutów. Z drugiej jednak – chyba w celu odwrócenia uwagi – odtrąbiono wielki sukces polegający na kupnie giełdy w Erywaniu. Wicepremier Jacek Sasin nazwał go nawet „momentem historycznym”.
W ubiegłym roku z parkietu wycofały się 23 spółki, a pojawiło się jedynie osiem nowych. Te „nowe” przeszły jednak z małego rynku NewConnect na duży. To tak, jakby tych „prawdziwych” debiutów w ogóle nie było.
Ostatnim momentem, kiedy debiutów było więcej niż wycofań, był 2015 r. Wtedy na giełdę weszło 30 spółek, a wyszło 13. Potem już było tylko gorzej. Przyszło siedem chudych lat, główny parkiet skurczył się o 72 spółki: z 487 notowanych w 2015 r. do 415 dziś.
Tempo marginalizacji GPW pokazuje wskaźnik Buffetta, czyli relacja kapitalizacji giełdy do PKB. Od końca 2015 r. do końca 2022 kapitalizacja GPW w cenach bieżących wzrosła zaledwie o 3,1 proc., a PKB o 71,6 proc.
Naturalnie niższej kapitalizacji towarzyszą spadające z roku na rok obroty. Trudno dziś wyobrazić sobie, aby kiedykolwiek jeszcze choćby zbliżyły się do dziennego rekordu sprzed 13 lat. To wówczas, 13 maja 2010 r., odnotowano najwyższe obroty w historii GPW – na poziomie 6,6 mld zł.