Tylko sporadycznie pojawiają się w nich refleksje godne uwagi. Niestety, giną w natłoku stwierdzeń banalnych, bałamutnych, ewidentnie błędnych tudzież wzajemnie się wykluczających. Wyczerpująca krytyczna ich analiza przekracza moje wątłe siły (medycyna zaleca oszczędzanie się, póki co). Niemniej pragnę skomentować pokrótce niektóre tylko wątki i stwierdzenia z wybranych tekstów.
Czytaj więcej
Tylko jedna narracja o stanie finansów publicznych w Polsce jest prawdziwa. Droga, na której jesteśmy, prowadzi do katastrofy. Czy znajdą się politycy, którzy to wreszcie zrozumieją?
Janusz Jankowiak („Cudu nie będzie”, 31.05.2022) ma za złe dosłownie wszystko. Jest przy tym „za, a nawet przeciw” (np. w kwestii „nadpłynności” rynku). Sugeruje też zachodzenie absurdalnych zależności. Np. „w rezultacie obniżki podatków…stopa oszczędności prywatnych pozostaje niska” (ergo, podwyżka podatków zwiększy stopę oszczędności prywatnych?). W zapale denuncjowania krajowego systemu gospodarczego („nieracjonalny”, „rozchybotany”, „chaotyczny”, „archaiczny”) posuwa się do twierdzenia, że „system podatkowy wciąż dyskryminuje oszczędności i preferuje wysokie opodatkowanie pracy zamiast wysokiego opodatkowania konsumpcji”. Otóż z dostępnych badań wynika, że opodatkowanie dochodów z pracy było (przynajmniej do wybuchu pandemii) w Polsce znacząco niższe niż np. w strefie euro. Tzw. implikowane obciążenie dochodów z pracy wynosiło w Polsce 33,8 proc. wobec 38,6 proc. dla strefy euro. Z kolei implikowana stopa opodatkowania konsumpcji była w Polsce wyższa niż w eurolandzie (19 proc. wobec 16,8 proc.). Dochody z VAT i akcyz stanowiły 36 proc. dochodów budżetowych w Polsce (wobec 27 proc. w eurolandzie). Pan Janusz ubolewa też nad opodatkowaniem dochodów kapitałowych (co w jego mniemaniu „redukuje [a jednak!] skłonność do oszczędzania i wspiera bieżącą konsumpcję”). Prawda jest taka, że efektywne opodatkowanie dochodów przedsiębiorstw (CIT) wynosi w Polsce 16,6 proc. wobec 21,5 proc. średnio w eurolandzie. Implikowana stopa opodatkowania „kapitału” w Polsce (23 proc.) jest niższa niż np. w Niemczech (30 proc.). Krótko mówiąc, pożądana (przez p. Jankowiaka) zmiana struktury opodatkowania jeszcze bardziej oddalałaby nas od standardu zachodnioeuropejskiego, ewidentnie w kierunku raczej archaicznym.
Czytaj więcej
Kontynuacja podejścia rozdawniczego równoznaczna byłaby z chronicznie słabym złotym, co dodatkowo napędzałoby inflację. Wyższa inflacja to wyższe koszty obsługi długu, wyższe koszty działania firm i uderzenie w kredytobiorców.
Marcin Mrowiec („Przechył rozdawniczo-dystrybucyjny”, 3.06.2022) wiąże wzrost długu publicznego z powiększaniem podaży pieniądza co – w ostateczności – jest jego zdaniem „działaniem proinflacyjnym”. Niestety, ani współczesna nauka ekonomiczna, ani zwykła empiria nie podpisuje się pod takim rozumieniem związków pomiędzy długiem, ilością pieniądza i inflacją. P. Mrowiec hołduje ekonomicznym zabobonom. Jego zdaniem „kontynuacja tego [„przechylonego”] podejścia byłaby równoznaczna z chronicznie słabym złotym”. Tak się składa, że złoty fluktuuje, od zawsze zresztą. Daleko mu jednak do „chronicznego osłabiania się”.