Jeszcze niedawno 5 zł za litr benzyny wydawało się wysoką ceną, a 6 zł – kosmiczną. Dziś na stacjach paliw 8 zł już nikogo nie dziwi, a nie brakuje głosów, że cena będzie wkrótce dwucyfrowa.
Już 8 zł sprawia jednak, że coraz częściej w miastach zamiast samochodu wybieramy rower, względnie komunikację miejską. A jeśli podróż jest dalsza, „idziemy na kolej”. Bo podróż pociągiem to dziś zdecydowanie tańsza alternatywa dla jazdy samochodem. Zwłaszcza jeśli podróżujemy w pojedynkę, bez rodziny.
Na dworcach pojawiły się tłumy pasażerów. Część składów, tych na popularniejszych trasach, jest przepełniona i choć do obrazków ze słynnej rzeźni, czyli nocnego pociągu, który w czasach PRL-u kursował na trasie Warszawa–Zakopane, jeszcze trochę zostało, to już słychać narzekania. Ludzie złoszczą się na warunki podróży, chaos na dworcach, ale też na ograniczone promocje, a co za tym idzie – wysokie ceny. Nagły przyrost liczby pasażerów wyraźnie zaskoczył władze kolejowe w Polsce. Wcale ich nie rozgrzeszając, trzeba przyznać, że run na koleje nastąpił też w innych krajach, także za sprawą wysokich cen paliw, a kłopoty z jakością obsługi mają nawet za Odrą, w Deutsche Bahn. Tam pasażerów dodatkowo napędziła bardzo atrakcyjna cena biletów.
Cała ta sytuacja to szansa dla polskich kolei. Na zyski i na poprawę wizerunku, kiedyś marnego, ale od lat ratowanego inwestycjami w infrastrukturę, nowoczesny tabor i krótsze czasy przejazdów między miastami. Potrzebne jest jednak elastyczne reagowanie na zwiększoną liczbę pasażerów, mądre zmiany w siatce połączeń, lepsze wykorzystanie kolejowych szlaków, wreszcie możliwie atrakcyjne ceny biletów, no i oczywiście promocje. Grzechem byłoby wykoleić tę szansę.
Czytaj więcej
Wkrótce podwyżki na kolei wymusi co najmniej dwukrotny wzrost kosztów energii trakcyjnej oraz coraz większa presja na podnoszenie płac u przewoźników.