Tekst profesora Andrzeja K. Koźmińskiego pt. „Nowy pragmatyzm kontra nowy nacjonalizm" („Rzeczpospolita", 2 lutego 2017 r.) zawiera wiele stwierdzeń, które nie powinny pozostać bez polemiki. W szczególności dotyczy to oceny skutków globalizacji. Moja ocena tego procesu – bazująca na gruncie faktów ekonomicznych, a nie emocji – jest jednoznacznie negatywna. Jestem jednak umiarkowanym optymistą. Świat może i powinien powrócić na ścieżkę szybkiego i zrównoważonego wzrostu. Warunkiem tego jest odzyskanie kompetencji utraconych w ostatnich dziesięcioleciach przez państwa narodowe.
Źródła dobrobytu
Prof. Koźmiński upatruje w globalizacji („swobodny przepływ dóbr, usług, kapitału i ludzi w skali globalnej") źródła „niezaprzeczalnego postępu dobrobytu na świecie, który dokonał się w ostatnich dziesięcioleciach". To stwierdzenie wymagające starannej analizy. Tempo wzrostu dobrobytu, mierzone produktem światowym brutto (PŚB) na jednego mieszkańca globu obniżyło się wydatnie od połowy lat 70. W latach 60. PŚB na mieszkańca rósł średnio o 3,3 proc. rocznie, a w latach 70. – o 2,2 proc. PŚB na mieszkańca wzrastał średnio o 1,4 proc. w okresie 1980–2015 (w ostatniej dekadzie już tylko o 1,2 proc.). Wraz ze spowolnieniem tempa postępu dobrobytu wzmacnia się też jego nieregularność. Coraz częstsze są głębokie recesje, na przemian z chorobliwymi boomami napędzanymi spekulacją.
Co istotne, aż do 1973 r. gospodarka światowa była „niezglobalizowana", a gospodarki narodowe kierowane w zgodzie z doktrynami raczej nieliberalnymi. Wysokie cła i bariery pozacelne ograniczały handel, przepływy kapitału były reglamentowane, przepływy siły roboczej ściśle kontrolowane itp.
Rezygnacja w 1973 r. z systemu Bretton Woods (międzynarodowego porozumienia sankcjonującego ograniczania swobody przepływów kapitałowych, wymuszającego utrzymywanie w ryzach nierównowagi w handlu międzynarodowym) rozpoczęła uwalnianie kursów walut i stopniową liberalizację światowego systemu gospodarczego. Liberalizacja przerodziła się w globalizację. Wniosek z tego: im więcej liberalizacji i globalizacji, tym słabszy postęp dobrobytu w skali globu.
W tzw. teorii handlu międzynarodowego wymiana handlowa jest źródłem korzyści (nawet jeśli nierównych) dla jej uczestników. Dowodzi się też, że ograniczanie wymiany jest źródłem strat. Dlaczego więc handel międzynarodowy, rosnący w tempie wręcz wykładniczym, okazuje się skorelowany z gasnącym tempem wzrostu gospodarczego w skali globu? Rozdźwięk ten wyjaśniam dwoma pokrewnymi zjawiskami przynależnymi do istoty globalizacji.