Przy okazji awantury o TVN z pewną nieskrywaną złośliwością wobec obrońców wolności mediów przypomnę, co pisuję od lat: warunkiem wolności jest własność. John Locke nawet wolność osobistą nazywał „własnością osoby ludzkiej". To własność czyni człowieka wolnym, bo tylko ten, kto nie musi liczyć się z innymi, a zwłaszcza z rządem, może cieszyć się niezależnością. Dzięki własności człowiek posiada sferę, w obrębie której może dokonywać wolnych wyborów i ignorować państwo. Gdzie nie ma własności, tam wolność jest pustym słowem.
Nie ma przy tym znaczenia, czy chodzi o własność Kazika, śpiewającego o tym, jak mu urzędnicy nie pozwalają zbudować domu na jego własnej działce, czy właścicieli sieci aptek, którzy nie mogą ich sprzedać, komu chcą, i zaczynają być zmuszani do ich sprzedawania pojedynczo polskim aptekarzom, czy właściciela sieci telewizyjnej, który musi dostosować swój akcjonariat do żądań polityków. I nie ma też znaczenia, czy na własność nastają politycy PiS czy urzędnicy powołani przez PO – jak było w przypadku Komisji Nadzoru Finansowego, która odebrała funduszowi Abris prawo wykonywania głosu z akcji FM Banku, a później wymusiła ich sprzedaż. Teraz PiS chce powtórzyć to samo z TVN. Sprawa stała się głośna, bo kontekst jest polityczny. A przecież chodzi o to samo.
Poza fundamentalnym, filozoficzno-prawno-ekonomicznym zagadnieniem własności jako takiej, nasuwa się polityczne pytanie, po co teraz ta awantura z TVN? Widzę następujące opcje:
>zrobimy kolejną awanturę dla samej awantury – to konsoliduje nasze szeregi, skupia uwagę na tym, na czym my się chcemy skupić;
>przyniesiemy wicepremierowi Kaczyńskiemu telewizję jak Obajtek gazety, może też coś dostaniemy w zamian;