Reszta postulatów, jak np. rezygnacja z umów B2B nie ma już tak dużego znaczenia.
Air France już udało się pozbyć trzech szefów, z którymi nie chcieli rozmawiać. I potrafili wykorzystać swoją siłę. W LOT pod naciskiem związkowców odszedł wcześniej Sebastian Mikosz, który teraz – jak sam przyznaje — ma podobne problemy w Kenya Airways.
W LOT dzisiaj głównym postulatem jest powrót zwolnionej dyscyplinarnie przewodniczącej Związku Zawodowego. Czy więc do zakończenia protestu wystarczyłoby jej przywrócenie do pracy, co zresztą przy dzisiejszej postawie obydwóch stron wydaje się praktycznie niemożliwe? — Nie wyobrażamy sobie pracy z człowiekiem, który nas oszukuje i poddaje mobbingowi – nie ma wątpliwości Agnieszka Szelągowska, wiceprzewodnicząca Związku Zawodowego. Z kolei parlamentarzyści opozycyjni, którzy zjawili się we wtorek popołudniu w siedzibie LOTu, Ewa Kopacz i Bartosz Arłukowicz uważają, że z prezesem Milczarskim rozmawia się trudno i specjalnie nie należy sobie robić nadziei. Ale zdaniem Ewy Kopacz, z pozostałymi członkami zarządu takie rozmowy są jak najbardziej możliwe.
Podczas wielkich strajków lotniczych – kilkakrotnych w Lufthansie i w Ryanairze prezesi trzymający twarde stanowisko jak prezes LH, Carsten Spohr - znany z bardzo kontrowersyjnych wypowiedzi i ataków na swoich pracowników Michael O'Leary — starali się schodzić z pierwszej linii strzału. Negocjacje zostawiali wyznaczonym do tego członkom zarządu i mediatorom.
W LOT związkowcy nie chcą nawet słyszeć, że mogliby znów usiąść do stołu z prezesem LOTu. Mówią o tym, że Rafał Milczarski szarpał się z przewodniczącym ZZ Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, Adamem Rzeszotem. — W żaden sposób nie naruszyliśmy niczyjej nietykalności osobistej — zapewniał potem Rafał Milczarski. Naoczni świadkowie mówią o tym, że prezes stanął w drzwiach i był zdeterminowany, aby odczytać Rzeszotowi pismo zwalniające go dyscyplinarnie. Ale o przemocy nie może być mowy. Nie było żadnej przepychanki, ani szarpaniny — mówi nasz informator.