[b][link=http://blog.rp.pl/salik/2010/03/25/etos-solidarnosci/]Skomentuj na blogu. [/link][/b]

Wtedy Grecy chcieli stawiać mu pomnik. Po tym jak wczoraj Angela Merkel wraz z Nicolasem Sarkozym uzgodnili warunki pomocy dla Aten, pomniki to za mało. Nawet darmowy wstęp na Akropol dla każdego posiadacza niemieckiego paszportu przez najbliższe dziesięć lat wydaje się zbyt małym gestem.

Inna sprawa, że Niemcy i Francuzi nie mieli żadnego wyboru. Gdyby nie pomogli, sami mieliby problemy – kłopoty Grecji to niższa wiarygodność strefy euro i wyższy (choć nieproporcjonalnie) koszt zaciągania długu przez wszystkich jej członków. Słabnące euro uderzyłoby po portfelach wszystkich Niemców, a to oni poniosą największe koszty pomocy Grekom.

Nic dziwnego, że Niemcy zwlekali z decyzją. Spotkały ich za to oskarżenia o brak poczucia solidarności. I to niezasłużone. Krytycy zdają się zapominać, że rozdawanie cudzych miliardów przychodzi z łatwością. Gorzej, gdy chodzi o własne pieniądze. Polska poszła za duchem solidarności, proponując pomoc, choć nie musi. Politycznie jest to sprytny gest. Dopłacimy niewiele lub wręcz nic, a zyskujemy na wiarygodności kraju, którego stać na gest.

Kraje strefy euro stanęły przed tym samym problemem co dwa lata temu Biały Dom. Czy pomagać finansowym oszustom? I podjęły podobnie kontrowersyjną decyzję co Amerykanie. Niesie ona ze sobą dwa zagrożenia. Po pierwsze, by pomóc Grecji, kraje strefy euro znów muszą się zadłużyć, co dla większości borykających się z dużym deficytem publicznym będzie kłopotem. Jeśli nie teraz, to w przyszłości. Po drugie nikt nie wyciągnie z tego żadnej lekcji. Prawo i logika każą karać oszustów. Nic nie zachęca bardziej do kolejnych przekrętów niż nagroda za poprzednie.