Świdlicki: Czego Brytyjczycy chcą w Europie?

Dzisiejsze, długo oczekiwane przemówienie Premiera Camerona na temat przyszłości Wielkiej Brytanii w Europie zostało co prawda odwołane z powodu kryzysu w Algierii, ale z udostępnionych zawczasu fragmentów wiemy jakich miał użyć argumentów, nawet jeśli na szczegóły np. harmonogram czy kształt referendum będziemy musieli jeszcze poczekać

Publikacja: 18.01.2013 17:58

Świdlicki: Czego Brytyjczycy chcą w Europie?

Foto: materiały prasowe

Red

Cameron miał zamiar argumentować, że jeżeli Europa nie poradzi sobie z trzema kluczowymi wyzwaniami – kryzysem w strefie euro, niską konkurencyjnością oraz spadającym poparciem i zaufaniem wśród opinii publicznej – to istnieje ryzyko, że UE dozna porażki, a Wielka Brytania popłynie w stronę ujścia. Antidotum Camerona to reformy pro-wzrostowe i większe skupienie nad rozwinięciem wspólnego rynku, oraz próbę zreformowania statusu unijnego członkostwa brytyjskiego, po czym nowy pakiet byłby poddany demokratycznej legitymizacji. Ponieważ Partia Liberalnych Demokratów, koalicyjnego partnera Camerona, nie do końca podziela te postulaty, Cameron miał wystąpić jako lider swojej partii bardziej niż przywódca państwowy, i proces ten będzie zależał od wygrania wyborów w 2015. Niemniej jednak jego mowa odzwierciedla szersze, ponad-partyjne przekonanie wśród opinii publicznej, że obecny stan rzeczy musi ulec zmianie.

Powodem tego są dwie oddzielne, ale nakładające się siły. Pierwsza to głęboko zakorzeniony kulturowy sceptycyzm wobec Europejskiej integracji, który istniał od samego początku brytyjskiego członkostwa w Unii, ale który obecnie osiągnął najwyższy poziom od wczesnych lat osiemdziesiątych. Po drugie, w obliczu kryzysu Wielka Brytania nie może uczestniczyć w głębszej integracji w strefie euro, ale równocześnie musi uzyskać zabezpieczenia przeciwko powstaniu 'klubu w klubie' który z racji swojej większości mógłby narzucać nowy porządek szkodliwy dla interesów brytyjskich takich jak podważanie zasad wspólnego rynku, szczególnie w dziedzinie usług finansowych.

Nowy układ zatem, będzie musiał uwzględniać oba te czynniki. Przeskakując szybko do drugiego z nich, uzgodnienie systemu podwójnego głosowania w Europejskim Urzędzie Nadzoru Bankowego – osobne głosowania dla krajów strefy euro i tych spoza – można odebrać jako pozytywny wskaźnik tego, że interesy tej drugiej grupy będą przestrzegane.  Niemniej jednak pozostają poważne obawy, że środek ciężkości w strefie euro jest bardziej nastawiony na protekcjonizm i regulacje, i że trzeba będzie uzyskać bardziej solidne i daleko idące zabezpieczenia.

Wracając do pierwszego czynnika, w Wielkiej Brytanii panuje opinia – także podzielana przez wielu w Europie – że Unia robi za dużo a zarazem zbyt mało efektywnie. Rozwiązaniem byłoby przywrócenie pewnych unijnych kompetencji na szczebel państwowy. Przy takiej propozycji od razu włączają się głosy, że to oznaczało by paraliż w podejmowaniu decyzji oraz destrukcje wspólnego rynku, ale kompetencje, o których mowa nie mają ścisłego związku ze wspólnym rynkiem, prawdę mówiąc, są one czasami przedstawiane w ten sposób, również przez polityków. Chodzi tu np. o prawa socjalne oraz wsparcie dla rozwoju regionalnego w bogatszych krajach unii.

Powierzchowne spojrzenie na brytyjską scenę polityczną może zasugerować, że Partia Pracy, oraz Partia Liberalnych Demokratów są za pozostaniem w unii podczas gdy konserwatyści są beznadziejnie podzieleni, świat biznesu jest absolutnie za pozostaniem, a większość społeczeństwa pragnie rozstania z Unią. Jednak codzienne partyzanckie zagrywki polityczne maskują rzeczywistość - zdecydowana większość polityków w wszystkich partiach akceptuje konieczność reformy, a niezgoda polega na tym dokładnie w których dziedzinach, jak prędko, jak stanowczo się jej domagać oraz dokładnie jak i w którym momencie zaangażować opinię publiczną.

Ostatnie sondaże co prawda wskazują na to, że większość Brytyjczyków jest gotowa głosować za wyjściem z Unii. Jednak większość sondaży zadaje tylko dwie opcje które nie odzwierciedlają zniuansowanej debaty zarysowanej powyżej. Przy podaniu dodatkowej opcji pozostania w zreformowanym lub luźniejszym układzie, to właśnie ta opcja zyskuje największe poparcie. Zarówno w świecie biznesu, niedawny sondaż przeprowadzony przez Brytyjską Izbę Handlową pokazał, że zdecydowana większość przedsiębiorców (47%) popiera re-negocjacje podczas gdy 26% popiera status quo, 12% popiera wyjście a tylko 9% popiera głębszą integracje.

Oczywiste jest, że będzie to trudny proces, gdyż jest wiele grup z własnymi interesami które będą chciały storpedować reformy i liberalizacje, i istnieje ryzyko niepowodzenia. Z tego powodu, wielu argumentuje w ogóle przeciwko podjęciu takiej próby, nawet wśród tych którzy teoretycznie popierają postulaty reformy. Jednak ważne jest podkreślenie, że nie ma tutaj drogi bez ryzyka – nie podjęcie próby reformy i dalsze odwlekanie legitymizacji demokratycznej tylko pogorszy sytuacje i zwiększy prawdopodobieństwo wyjścia kiedy będzie ku temu okazja.

Jeśli proces ten ma cieszyć się powodzeniem, mądra dyplomacja odegra kluczową rolę aby przedstawić go jako głębszy projekt ekonomicznej i politycznej odnowy w Europie, a nie jako brytyjski wyjątek. Zmęczone klisze o Europie dwóch prędkości nie mają tutaj zastosowania skoro nie wszystkie państwa chcą zakończyć swoją 'podróż' w tym samym miejscu. Chodzi raczej o zbudowanie struktur które będą w stanie pomieścić zróżnicowany stopień integracji. Konieczny będzie angaż potencjalnych sojuszników w Europie którzy popierają ten cel.

Polska jest w stanie być takim sojusznikiem – oczywiste jest, że Polski rząd przywiązany jest do integracji europejskiej, ale pomimo tego wiele łączy oba kraje w Europie tak jak nacisk na liberalizację gospodarki i wolny handel, lub obawy przed unijnym zasięgiem w specyficznych obszarach kompetencji unijnych tak jak prawa socjalne lub cele klimatyczne. Z tych powodów Polska też ma wiele do zyskania w Europie, która robi mniej niż dotychczas ale zarówno lepiej niż dotychczas. Natomiast, stwierdzenie, że nie wolno Unii zmieniać i że kompetencje pomiędzy narodowymi stolicami a Brukselą mogą tylko płynąć w jednym kierunku – jak niedawno sugerował minister Sikorski - pchają Wielką Brytanię w kierunku drzwi wyjściowych. Nie chodzi tu o szantaż czy o 'wybieranie rodzynek', ale o stworzenie takiej unii, w której wszystkie państwa członkowskie mogą czuć się swobodnie.

Cameron miał zamiar argumentować, że jeżeli Europa nie poradzi sobie z trzema kluczowymi wyzwaniami – kryzysem w strefie euro, niską konkurencyjnością oraz spadającym poparciem i zaufaniem wśród opinii publicznej – to istnieje ryzyko, że UE dozna porażki, a Wielka Brytania popłynie w stronę ujścia. Antidotum Camerona to reformy pro-wzrostowe i większe skupienie nad rozwinięciem wspólnego rynku, oraz próbę zreformowania statusu unijnego członkostwa brytyjskiego, po czym nowy pakiet byłby poddany demokratycznej legitymizacji. Ponieważ Partia Liberalnych Demokratów, koalicyjnego partnera Camerona, nie do końca podziela te postulaty, Cameron miał wystąpić jako lider swojej partii bardziej niż przywódca państwowy, i proces ten będzie zależał od wygrania wyborów w 2015. Niemniej jednak jego mowa odzwierciedla szersze, ponad-partyjne przekonanie wśród opinii publicznej, że obecny stan rzeczy musi ulec zmianie.

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni