Do euro przez Budziejowice

Stopniowa aprecjacja kursu korony pomaga Czechom łagodzić konflikt pomiędzy konwergencją realną i nominalną – pisze prof. Andrzej Sławiński, członek Rady Polityki Pieniężnej

Publikacja: 05.06.2008 05:20

prof. Andrzej Sławiński

prof. Andrzej Sławiński

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Red

Miłośnicy prozy Jarosława Haszka pamiętają, że dobry wojak Szwejk szedł do Budziejowic dłuższą drogą. Można odnieść wrażenie, że Czechy także wybierają się dłuższą drogą do strefy euro. Warto zapytać, dlaczego tak się dzieje. Są przecież krajem, który w naszym regionie najszybciej pokonał inflację. Pytanie jest aktualne w obliczu rychłego wejścia Słowacji do strefy euro. Odpowiedź można znaleźć, jak zawsze, w Internecie. Wystarczy wejść na stronę Narodowego Banku Czech i przeczytać jeden z corocznych raportów na temat dostosowywania gospodarki czeskiej do członkostwa w strefie euro. Zauważymy łatwo, że jednym z głównych zjawisk, jakie analizują Czesi, jest problem godzenia ze sobą realnej i nominalnej konwergencji. W języku ekonomii realna konwergencja to proces doganiania gospodarek bardziej zamożnych przez gospodarki mniej zamożne. Jeśli chodzi o nasz region, przejawem realnej konwergencji jest malejąca różnica wysokości dochodu narodowego na głowę w stosunku do średniej dla całej strefy euro.

Rzecz jasna wzrost wydajności. Dlaczego wydajność w krajach naszego regionu rośnie szybciej niż w strefie euro? Między innymi dlatego, że rośnie techniczne uzbrojenie pracy. Szacunki MFW mówią, że jeden zatrudniony w naszym regionie dysponuje dopiero jedną trzecią tego, czym dysponuje jeden zatrudniony w strefie euro. A to się szybko zmienia. Gospodarki Europy Środkowej szybko się modernizują. Ich wydajność będzie rosła.

Motorami realnej konwergencji są: napływ zagranicznych inwestycji bezpośrednich, który przynosi ze sobą nowoczesne technologie i metody zarządzania, oraz handel zagraniczny, który zmusza firmy krajowe, by były coraz bardziej wydajne. Inwestycje zagraniczne wciąż płyną do krajów naszego regionu, a otwarcie ich gospodarek na wymianę rośnie.

Europa Środkowa stała się, mówiąc bez żadnej przesady, gospodarczym Państwem Środka. Z punktu widzenia strefy euro jest być może nawet czymś więcej, skoro jej udział w eksporcie strefy euro jest o wiele większy niż Chin. Proces realnej konwergencji sprawia, że kraje Europy Środkowej stają się bardziej zamożne. A im kraj zamożniejszy, tym wyższe są w nim ceny. Jest to jedna z przyczyn tego, że realnej konwergencji towarzyszy konwergencja nominalna, czyli proces stopniowego dostosowywania się cen w krajach Europy Środkowej do ich średniego poziomu w strefie euro.

Występuje więc potencjalny konflikt pomiędzy konwergencją realną i nominalną, który może nieść podwyższoną inflację. Zapyta ktoś, skąd ten konflikt? Wzrost wydajności, który umożliwia konwergencję realną, powinien neutralizować presję inflacyjną. To prawda, ale odnosi się to głównie do przemysłów eksportowych, gdzie wzrost wydajności umożliwia przedsiębiorstwom podnoszenie płac, ale jednocześnie konkurencja zagraniczna nie pozwala na podnoszenie cen.

W tym samym jednak czasie przedsiębiorstwa w sektorze usług muszą podnosić płace, skoro rosną one w sektorze eksportowym. Jeśli jednak przedsiębiorstwa w sektorze usług nie są dostatecznie wydajne, to podnoszą one nie tylko płace, ale także ceny; zwłaszcza gdy pozwala im na to brak zagranicznej i krajowej konkurencji. Ekonomiści nazywają te zależności efektem Balassy-Samuelsona. W istotnej mierze to on powoduje, że godzenie konwergencji realnej i nominalnej nie jest łatwe.

W przypadku krajów Europy Środkowej potencjalny konflikt pomiędzy konwergencją realną i nominalną ma istotne znaczenie, ponieważ czeka je większa skala konwergencji nominalnej, niż miało to miejsce w przypadku krajów, które już są w strefie euro. Gdy Portugalia wchodziła do strefy euro, poziom cen w jej gospodarce był o 20 proc. niższy niż przeciętnie w strefie euro. W krajach Europy Środkowej różnica ta wynosi sporo ponad 40 proc.

Czy ceny w krajach Europy Środkowej muszą rosnąć, by następował proces nominalnej konwergencji? Tylko w części. Chodzi tu bowiem przecież o stopniowe zrównywanie się poziomów cen wyrażonych w euro. Dlatego konwergencja nominalna może następować na dwa sposoby: albo w wyniku wzrostu poziomu cen krajowych, albo w następstwie aprecjacji kursu. Dość ugruntowany konsensus w literaturze mówi, że w przypadku nowych krajów UE dobrym sposobem na łagodzenie potencjalnego konfliktu pomiędzy konwergencją realną i nominalną jest stopniowa aprecjacja waluty krajowej. Jeśli od szeregu lat inflacja w Czechach i na Słowacji była stosunkowo niska, to widać, że konwergencja nominalna dokonywała się w obu krajach w głównej mierze w wyniku stopniowej aprecjacji ich walut.

Proces realnej konwergencji sprawia, że kraje Europy Środkowej stają się bardziej zamożne. A im kraj zamożniejszy, tym wyższe są w nim ceny

Wejście Słowacji do ERM2 niewiele w tym względzie zmieniło. Korona słowacka, mimo że zamknięto ją w paśmie wahań, ulegała stopniowej aprecjacji. Jej ogólna skala, w okresie uczestnictwa Słowacji w systemie ERM2, wyniosła ponad 20 proc. Dokonane przez Narodowy Bank Słowacji dwie duże rewaluacje kursu parytetowego tylko ten stan rzeczy usankcjonowały.

Stopniowa aprecjacja waluty krajowej jest dobrym panaceum na potencjalny konflikt pomiędzy konwergencją realną i nominalną, jeśli nie pogarsza konkurencyjności gospodarki, a jednocześnie powstrzymuje inflację.

Między innymi z tego właśnie względu Czesi nie spieszą się, by szybko iść w ślady Słowacji. Prof. Robert Holman, wiceprezes Narodowego Banku Czech, obawia się, że przy braku stopniowej aprecjacji czeskiej korony poziom stóp procentowych EBC mógłby się okazać zbyt niski dla dynamicznie rozwijającej się czeskiej gospodarki.

O przyszłej konkurencyjności gospodarek nowych i starych krajów strefy euro zadecyduje to,na ile ręka państwa stanie się niewidzialna

Czy czeska droga do strefy euro jest mniej ryzykowna niż słowacka? Niekoniecznie. Czesi muszą liczyć się z tym, że skala aprecjacji korony nie musi być właśnie taka, by optymalnie godziła proces konwergencji realnej i nominalnej. Do niedawna tak było, ale nie ma gwarancji, że tak będzie. Czy rezygnacja z waluty krajowej oznacza, że na Słowacji wzrośnie inflacja? Początkowo zapewne tak się nie stanie. Kończąc pobyt w ERM2, Słowacja dokonała kilkunastoprocentowej rewaluacji swej waluty.

Czy kurs konwersji słowackiej korony, który zostanie ustalony na początku lipca, okaże się właściwy? To dopiero z czasem się okaże. Warto jednak wziąć pod uwagę, że poziom kursu wejścia nie będzie miał decydującego znaczenia, jeśli Słowacy zdołają utrzymać wysokie tempo wzrostu wydajności. Portugalia weszła do strefy euro z kursem przeszacowanym i dotąd nie poradziła sobie z negatywnymi tego skutkami, ale było tak przecież głównie dlatego, że nie zdołała utrzymać wysokiego wcześniej tempa wzrostu wydajności.

Skoro Słowacy i Czesi wybrali trochę inną drogę do euro, to może zapytamy, który kraj lepiej na tym wyjdzie? Odpowiedź jest prosta. Sytuacja będzie z czasem lepsza w tym z obu krajów, który będzie wydawał więcej na oświatę i szkolnictwo wyższe oraz dokona głębszych reform strukturalnych, które uwolnią z okowów nadmiernych niekiedy regulacji dwa żywioły, których apetyt na innowacyjność dobrze służy gospodarce. Te dwa żywioły to, rzecz jasna, konkurencja i przedsiębiorczość.

O ważności reform strukturalnych świadczy sytuacja w samej strefie euro. W ostatniej dekadzie, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, tempo wzrostu wydajności w Europie stało się wyraźnie niższe niż w USA. Zadecydowały o tym dwa czynniki. Po pierwsze, skończył się proces realnej konwergencji, który trwał w Europie od lat 60. Po drugie, niedostatek reform strukturalnych sprawił, że konkurencja w sektorze usług, stanowiącym 70 proc. PKB strefy euro, jest niedostateczna, by skłonić europejskie firmy do tak szybkiego jak w USA zwiększania wykorzystywania innowacji, jakie oferuje szybki postęp w dziedzinie informatyki i telekomunikacji. To powinno się zmienić. O przyszłej konkurencyjności gospodarek nowych i starych krajów strefy euro zadecyduje to, na ile ręka państwa stanie się niewidzialna.

Miłośnicy prozy Jarosława Haszka pamiętają, że dobry wojak Szwejk szedł do Budziejowic dłuższą drogą. Można odnieść wrażenie, że Czechy także wybierają się dłuższą drogą do strefy euro. Warto zapytać, dlaczego tak się dzieje. Są przecież krajem, który w naszym regionie najszybciej pokonał inflację. Pytanie jest aktualne w obliczu rychłego wejścia Słowacji do strefy euro. Odpowiedź można znaleźć, jak zawsze, w Internecie. Wystarczy wejść na stronę Narodowego Banku Czech i przeczytać jeden z corocznych raportów na temat dostosowywania gospodarki czeskiej do członkostwa w strefie euro. Zauważymy łatwo, że jednym z głównych zjawisk, jakie analizują Czesi, jest problem godzenia ze sobą realnej i nominalnej konwergencji. W języku ekonomii realna konwergencja to proces doganiania gospodarek bardziej zamożnych przez gospodarki mniej zamożne. Jeśli chodzi o nasz region, przejawem realnej konwergencji jest malejąca różnica wysokości dochodu narodowego na głowę w stosunku do średniej dla całej strefy euro.

Pozostało 87% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację