A nie jest to przecież, choć tak się powszechnie uważa, firma państwowa. To bez wątpienia spółka prywatna, której właściciele powinni kierować się zasadami ładu korporacyjnego. Zwłaszcza że wielu inwestorów właśnie teraz oczekiwało większej przejrzystości i profesjonalizmu od jej właścicieli.

Skarb Państwa, łącznie z PZU i Naftą Polską, kontroluje nieco ponad 30 proc. akcji, reszta należy do ogromnej rzeszy inwestorów. Najwięksi z nich to krajowe fundusze emerytalne i inwestycyjne, które zarządzają naszymi pieniędzmi. Poza odwołaniem Egginka, które mocno zadziwiło środowisko rynku kapitałowego, wątpliwości budzi brak konsultacji z inwestorami, z którymi od lat Skarb Państwa przynajmniej podejmował rozmowy przy tworzeniu listy członków rady nadzorczej.

Naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego PKN Orlen aż tak silnie pobudza polityków, bez względu na opcję do dziwnych działań, często sprzecznych z zasadami pragmatyzmu. Nie chcą, by ktokolwiek z zewnątrz patrzył im na ręce?

Eggink, Holender z pochodzenia, Polak z wyboru - spełniał w radzie Orlenu rolę trochę podobną do roli trenera. Jego pozycja nie była oczywiście tak silna jak Leo Beenhakkera w piłkarskiej reprezentacji, ale cztery lata zasiadania w radzie nadzorczej wiele uczą. Bez wątpienia poznał już realia koncernu i mógł być silnym partnerem do merytorycznej dyskusji na temat wyzwań stojących przed polską spółką.