Fundamenty? Jakie znów fundamenty?

Złoty stał się jedyną klasą polskich aktywów finansowych, jaką zainteresowani są obecnie inwestorzy zagraniczni (a w dużej mierze również ci krajowi, dysponujący dużą płynnością) - pisze Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu

Publikacja: 21.07.2008 01:26

Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu

Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu

Foto: Rzeczpospolita

Olbrzymi popyt na złotego nie wynika jednak z bezwzględnie wysokiej oceny jakości fundamentów makroekonomicznych naszej gospodarki. Złoty jest kupowany, ponieważ relatywnie, na tle tego, co się dzieje w gospodarce globalnej, wydaje się inwestorom atrakcyjny.

Przy tym polska krzywa, jako jedyna w grupie CEE 3, wycenia obecnie 25 pkt podwyżki stóp procentowych w najbliższych dziewięciu miesiącach. Krzywa czeska wycenia nieznaczną obniżkę. Krzywa węgierska obniżkę znaczniejszą, bo sięgajacą 50 pkt baz. O tym jednak, że to nie oczekiwania na podwyżki czy dysparytet stóp jest czynnikiem decydującym dla tempa aprecjacji walut w regionie, przekonuje przykład krzywej tureckiej, gdzie wyceniane jest obecnie aż 150 pkt podwyżek stóp w ciągu trzech najbliższych kwartałów.

Forex jest najbardziej płynnym segmentem rynku. Napływ i odpływ inwestorów nie napotykają tu żadnych ograniczeń czasowych, ani terytorialnych. Brak zainteresowania innymi klasami aktywów polskich poza złotym świadczy, że optymalizując ryzyko, inwestorzy chcą wykorzystać relatywną przewagę naszych bieżących wskaźników makro nad konkurentami, ale pragną zarazem trzymać się bezpiecznego segmentu rynku o relatywnie małej zmienności i maksymalnie dużej płynności.

Taka strategia gwarantuje im dochód przy stałej aprecjacji i możliwość szybkiego realizowania zysków w razie odwrócenia się trendu. Przy tej strategii nie ma więc znaczenia, że złoty staje się inwestycją relatywnie drogą w kategoriach ULC. Nie o bezwzględną wycenę jakości fundamentów makroekonomicznych, czy pozycję konkurencyjną gospodarki w dłuższym horyzoncie chodzi przecież inwestorom przy premiowaniu złotego. Są oni zainteresowani jedynie krótkookresowym potencjałem wzrostu złotego. I tu wzrok inwestorów kieruje się, naturalnie, w stronę Słowacji, gdzie ten potencjał sięgnął blisko 40 proc.. Dlaczego w Polsce miałoby być inaczej? Oczywiście, może być inaczej. Gigantyczny wzrost korony słowackiej następował w innej fazie cyklu koniunkturalnego i miał przy tym mocne zakotwiczenie w dacie wejścia do strefy euro. W naszym przypadku odwrócenie się trendu jest jak najbardziej możliwe. Stanie się tak, kiedy erozja fundamentów makroekonomicznych (spowolnienie PKB, wzrost inflacji, pogorszenie deficytu C/A, pogorszenie pozycji fiskalnej), wsparta grą na dekonwergencję (termin wejścia do strefy euro odsunięty poza rok 2015), zacznie być wyceniana jako istotny czynnik ryzyka również dla złotego. Tak, jak jest już teraz wyceniana w innych segmentach rynku – w cenie obligacji i gigantycznej, 45-proc., zmienności długu, czy na pogrążonej w głębokiej bessie giełdzie.

Katalizatorem dla odwrotu od złotego może być ponadto wytypowanie przez inwestorów w regionie, albo też poza nim, nowego kandydata do lokowania dużej płynności. W mojej ocenie może nim zostać np. HUF. Ale może to też być równie dobrze chiński juan po zmianie zasad reżimu kursowego.

Dlatego nie przywiązywałbym się specjalnie do myśli, że na koniec roku zobaczymy 3 zł za euro i 1,50 zł za dolara. Zalecałbym daleko idącą ostrożność. Szczególnie na koniec kwartałów, gdy zapadają opcje walutowe.

Olbrzymi popyt na złotego nie wynika jednak z bezwzględnie wysokiej oceny jakości fundamentów makroekonomicznych naszej gospodarki. Złoty jest kupowany, ponieważ relatywnie, na tle tego, co się dzieje w gospodarce globalnej, wydaje się inwestorom atrakcyjny.

Przy tym polska krzywa, jako jedyna w grupie CEE 3, wycenia obecnie 25 pkt podwyżki stóp procentowych w najbliższych dziewięciu miesiącach. Krzywa czeska wycenia nieznaczną obniżkę. Krzywa węgierska obniżkę znaczniejszą, bo sięgajacą 50 pkt baz. O tym jednak, że to nie oczekiwania na podwyżki czy dysparytet stóp jest czynnikiem decydującym dla tempa aprecjacji walut w regionie, przekonuje przykład krzywej tureckiej, gdzie wyceniane jest obecnie aż 150 pkt podwyżek stóp w ciągu trzech najbliższych kwartałów.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację