Rosjanin z Chin

Szef Izby Obrachunkowej Rosji. Historyk i prawnik, profesor akademicki, generał, polityk i finansista. Od ośmiu lat stoi na czele instytucji, która ma walczyć z korupcją

Publikacja: 18.10.2008 05:21

Rosjanin z Chin

Foto: Rzeczpospolita

Urodził się w Chinach, w Lushun. To 200-tysięczne miasto nad Morzem Żółtym to słynny Port Artur, który za cara był morską bazą rosyjskiej Floty Pacyfiku, aż do przegranej bitwy z Japończykami w 1905 r. Pod koniec II wojny Lushun znów znalazło się we władaniu Rosjan. Do 1955 r. miasto pozostawało główną bazą radzieckiej marynarki w tym rejonie.

56-letni Stiepaszyn urodził się w rodzinie wojskowych, więc nic dziwnego, że sam także poszedł tą drogą, gdy rodzina wróciła do ZSRR. Skończył Wyższą Szkołę Polityczną Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (MWD), a potem Wojenno-Polityczną Akademię.

Przez osiem lat, do 1981 r., służył w wojskach MWD. Potem wrócił na uczelnię wojskową jako wykładowca. Tutaj zdobywał stopnie naukowe najpierw z historii, a potem z prawa. Z wojska jednak nie odszedł. Przeciwnie, stał się specjalistą od tajnych misji.

W latach 1987 – 1990 był w Afganistanie, Górskim Karabachu, Abchazji. O tym okresie jego życia wiadomo niewiele. Sam nigdy do tych lat nie wraca, nie odpowiada na pytania, co tam robił. Musiał się jednak tam zasłużyć, bo dostał Order Męstwa i dosłużył się stopnia generała-pułkownika (przyznany w 1998 r.).

Od upadku ZSRR Stiepaszyn robił zawrotną karierę polityczną. Od zwykłego deputowanego przez wiceministra bezpieczeństwa do szefa rosyjskiego kontrwywiadu, co było nagrodą za poparcie dla Borysa Jelcyna w konflikcie z Radą Najwyższą.

Pod koniec 1995 r. z hukiem wyleciał z posady, gdy jego podwładni nie zapobiegli wzięciu zakładników przez Czeczeńców Szamila Basajewa we wsi Budienowskie. Stiepaszyn znów wrócił na uczelnię, doktoryzował się z prawa i spokojnie czekał na propozycje. Wiedział, że Borys Jelcyn o nim nie zapomni. Do władzy powrócił po dwóch latach jako minister sprawiedliwości. W 1998 r. został ministrem spraw wewnętrznych.

Przez cztery miesiące 1999 r. Stiepaszyn był premierem Rosji. Był też jednym z najsilniejszych kandydatów do przejęcia fotela prezydenta po Borysie Jelcynie. Ten wybrał ostatecznie Władimira Putina i Stiepaszyn musiał mu ustąpić fotela premiera do czasu wyborów prezydenckich.

Stiepaszyn skupił się na pracy w Dumie, gdzie dostał się jako kandydat opozycyjnego Jabłoka. Rozpoczął też studia ekonomiczne. Nie bez znaczenia przy tym wyborze było to, że ekonomistką jest jego żona Tamara – dziś wiceprezes jednego z trzech największych banków Rosji, VTB. Małżonkowie mają syna Władimira.

Osiem lat temu Stiepaszyn został przewodniczącym Izby Obrachunkowej Federacji Rosyjskiej. Głosił walkę z korupcją, ale przed rokiem sam stał się podejrzanym w aferze korupcyjnej, która wybuchła w jednym z podległych mu wydziałów izby. Sprawa do dziś nie została do końca wyjaśniona, ale Stiepaszyn na razie obronił swój fotel.

Urodził się w Chinach, w Lushun. To 200-tysięczne miasto nad Morzem Żółtym to słynny Port Artur, który za cara był morską bazą rosyjskiej Floty Pacyfiku, aż do przegranej bitwy z Japończykami w 1905 r. Pod koniec II wojny Lushun znów znalazło się we władaniu Rosjan. Do 1955 r. miasto pozostawało główną bazą radzieckiej marynarki w tym rejonie.

56-letni Stiepaszyn urodził się w rodzinie wojskowych, więc nic dziwnego, że sam także poszedł tą drogą, gdy rodzina wróciła do ZSRR. Skończył Wyższą Szkołę Polityczną Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (MWD), a potem Wojenno-Polityczną Akademię.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację