[b]RZ: Jak zapowiada się sytuacja górnictwa w tym roku?[/b]
[b]Janusz Steinhoff:[/b] Wszystko zależy od tego, jakie będą ceny węgla i jak nasze górnictwo będzie się potrafiło znaleźć na konkurencyjnym rynku. Można przypuszczać, że import będzie coraz większy. Bo naszym kopalniom trudno konkurować z górnictwem odkrywkowym czy podmiotami, które mają zakłady o zupełnie innych warunkach geologicznych. U nas koszty wydobycia rosną, bo schodzimy coraz niżej i wydobywamy surowiec w bardzo trudnych warunkach. I żadne zaklinanie problemu nie pomoże. Dlatego źle odbieram informacje, z których wynika, że brakuje nam węgla, bo w latach 90. zamknęliśmy kopalnie. To absurd. Rząd Jerzego Buzka uratował polskie górnictwo, bo likwidacja 20 kopalń i redukcja zatrudnienia o 100 tys. ludzi pozwoliła je urentownić. Polska działa na otwartym rynku. Nie można myśleć kategoriami rodem z poprzedniego systemu: „my musimy mieć swój węgiel”.
[b]A nie jest tak, że rządy zaniedbały inwestycje w górnictwie?[/b]
Gdy słyszę takie opinie, zawsze powtarzam: to nie rząd podejmuje decyzje o inwestycji w takiej czy innej kopalni. To musi wynikać z rachunku ekonomicznego i decyzji menedżerów. Rządy, które wzięły na siebie ciężar restrukturyzacji tej branży, nie dopuściły do sytuacji, z którą dziś mamy do czynienia w stoczniach. Bo gdyby w nich przeprowadzono restrukturyzację dziesięć lat temu, to nie byłyby w sytuacji bankruta. Tam, tak jak w górnictwie, pojawia się problem pakietu socjalnego. Ale tak robi każda firma na świecie redukująca zatrudnienie.
[b]Jak ocenia pan decyzję resortu skarbu o zmianie kształtu grupy węglowo-koksowej na bazie JSW, z której ostatecznie wyłączona zostanie wałbrzyska koksownia Victoria? Duża grupa miała być przeciwwagą dla Zdzieszowic Mittala, które mają ok. 50 proc. udziału w rynku. [/b]