Większość przez cały tydzień jest w ogóle nieczynna. Rząd idzie na kompromis - nie można wypłacić więcej niż 1000 dol. z bankomatów miesięcznie. Tyle ma wystarczyć na godne życie.
To nie jest political fiction. To Buenos Aires w grudniu 2001 roku. Argentyna stała się niewypłacalna. MFW nie chce udzielić jej kredytu. Nie ma pieniędzy bez reform.
Teraz to samo spotyka Ukrainę. Nie ma jeszcze zamieszek, ani politycznej rewolucji. Ale bankomaty stoją puste, obywatele nie mogą wypłacić pieniędzy z banków, a MFW odmawia kredytów. Minister finansów pisze tajną notatkę: “sytuacja gospodarcza jest tragiczna”. Wczoraj podaje się do dymisji.
Ukraina to nie malutka Islandia. To kraj z 46 milionami mieszkańców. Nasz sąsiad, partner handlowy i kraj, w którym polskie firmy zainwestowały setki miliony dolarów. Załamanie jego sektora bankowego to cios także dla nas. Choć polska gospodarka jest dużo bardziej wiarygodna - gdy nasz sąsiad ma kłopoty zaufanie inwestorów do nas również spada. A wtedy trudniej pozyskać pieniądze, choćby na sfinansowanie części wydatków budżetowych.
Polskie banki też mają się gorzej. Ale wciąż wykazują zyski, choć nawet o jedną czwartą mniejsze niż przed rokiem. I paradoksalnie, tak powszechnie ostro krytykowana ich zależność od międzynarodowych grup finansowych może im pomóc. Z jednej strony wystawia na ryzyko związane ze spekulacyjnymi inwestycjami niektórych spółek matek, z drugiej jednak daje gwarancję wsparcie w przypadku gorszej sytuacji wewnętrznej. Każdy medal ma dwie strony. W ukraińskim systemie bankowym wciąż jest zbyt dużo rodzimej własności prywatnej. A wtedy jedna transakcja może przesądzić o losach całego banku. I zgromadzonych tam oszczędności.