[b][link=http://blog.rp.pl/romanski/2009/04/08/niemieckie-miliardy-takze-dla-polakow/]skomentuj na blogu[/link][/b]
W przypadku niektórych pojazdów, np. Fiata Pandy, 2,5 tys. euro dopłaty to mniej więcej 1/4 wartości samochodu. Po premie w pierwszym kwartale zgłosiło się 1,2 mln osób, a rynek, na którym w 2008 roku sprzedano 3 mln aut, tylko w marcu 2009 wzrósł o 40 proc. Czy można więc dopłaty uznać za skuteczny element planu antykryzysowego?
To nie jest oczywiste. Nie ma wątpliwości – klient zawsze woli kupić towar korzystając z promocji. Ale co z gospodarką? W skali Unii ten pakiet z pewnością pomoże producentom, zresztą nie tylko w Niemczech, ale i we Francji, Włoszech, Polsce, a nawet poza UE. Renault, Fiat czy Hyundai dzięki dodatkowym zamówieniom nie zrefundują podatkami wszystkich wydatków budżetu związanych z dopłatami. Pewnie bilans zamknie się więc na minusie.
Poza tym niekoniecznie zyskają tylko niemieccy dilerzy, bo nasi zachodni sąsiedzi, korzystając z różnic kursowych, coraz chętniej wspomagają także polskie salony samochodowe. I nie da się z tym nic zrobić, bowiem na pomysł wypłacania premii wyłącznie przy okazji kupna niemieckiego samochodu u niemieckiego dilera Bruksela zareagowałaby natychmiast, wytaczając antyprotekcjonistyczne działa.
Wreszcie, sztucznie podkręcony popyt po wyczerpaniu puli na dopłaty może się skończyć i producenci znów zaczną lamentować. A kolejne dopłaty będzie trudno uzasadnić – zwłaszcza że będzie po niemieckich wyborach.