Reklama

Polska czy urzędnicza racja stanu?

Trzy na cztery obowiązujące w Polsce przepisy powstały w Brukseli albo podczas spotkania organizacji międzynarodowej. To slogan, trudny do zweryfikowania. Patrząc praktycznie – widzimy setki regulacji, które zmieniły nasze życie i które powstały podczas zamkniętych grupach roboczych i międzynarodowych konwencji, na których Polskę reprezentują anonimowi urzędnicy.

Publikacja: 04.09.2025 10:57

Polska czy urzędnicza racja stanu?

Foto: Fot. Bloomberg

Wyliczać można długo. Od norm bezpieczeństwa żywności przez standardy prawa pracy, po regulacje dot. walki z chorobami zakaźnymi i kwestie klimatyczne. To decyzje, które przekładają się na miliardy złotych w budżecie, konkurencyjność firm i poziom życia obywateli. Problem polega na tym, że Polska, choć siedzi przy stole, prawie zawsze milczy.

Milczący nie mają racji

Z relacji uczestników wiem, że polski urzędnik podpisuje listę obecności, robi notatki, ale głosu na ogół nie zabiera. Tak nakazują instrukcje wyjazdowe. Poprosiłem o udostępnienie takich instrukcji na spotkania organizacji takich jak FAO (Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa), Międzynarodowa Konferencja Pracy czy resortowe spotkania Rady Europejskiej. Wspólny mianownik? „W zależności od przebiegu dyskusji Przedstawiciel Polski może wykorzystać wybrane elementy poniższego stanowiska”. Może, ale nie musi. Czyli może milczeć. Bo polski urzędnik obserwuje i nie wywiera wpływu na decyzje. Inne państwa, które aktywnie bronią swoich interesów, przejmują inicjatywę i narzucają korzystne rozwiązania. W procedurach międzynarodowych cisza oznacza zgodę.

Konsekwencje „technicznych” debat

Łatwo lekceważyć rozmowy, które wydają się czysto techniczne. Jakie znaczenie mogą mieć rozmowy o normach fitosanitarnych, parametrach jakościowych produktów, sposobie obliczenia emisji CO2 czy regulacjach dot. upraw tytoniu. Tymczasem decyzja, że określony środek ochrony roślin jest zakazany, może dramatycznie zwiększyć koszty produkcji w rolnictwie. Nowe regulacje zdrowotne mogą zmienić pozycję polskiego przemysłu spożywczego i polskich plantatorów tytoniu. I tak dalej. Każda z tych decyzji ma efekt domina. To, co rozstrzyga się w sektorowych grupach roboczych, uderza w finanse państwa, bilans handlowy, kondycję budżetu i możliwości prowadzenia polityki społecznej.

Całościowe spojrzenie, czyli whole of government approach

W latach 90. XX wieku rząd Tony’ego Blaira po raz pierwszy ujął w systemowe ramy konieczność koordynacji polityki rządu w ramach współpracy resortów. Tak narodziło się podejście Whole of Government Approach (WoGA). Chodzi o rząd, w którym administracja działa spójnie i strategicznie. Nie może być tak, że minister rolnictwa broni tylko interesu hodowców i plantatorów, a minister polityki społecznej patrzy tylko przez pryzmat rent i emerytur. Każde rozstrzygnięcie ma konsekwencje przekraczające granice resortów. Państwo musi mówić jednym głosem, a jego przedstawiciele – rozumieć szerszy kontekst. Nie stosując tego podejścia zostajemy w tyle. Brytyjczycy, Francuzi, Niemcy i Holendrzy wysyłają urzędników nie tylko doskonale przygotowanych merytorycznie, ale także gotowych bronić interesów państwa w każdym wymiarze. Ich aktywność wynika z kultury administracyjnej, w której oczekuje się zaangażowania i premiuje skuteczność.

Polska administracja musi się zmienić

W Polsce urzędniczej dominuje logika unikania ryzyka. Urzędnik woli przemilczeć sporną kwestię niż narazić się na krytykę. Potrzebne jest więc wzmocnienie kompetencji i danie urzędnikom narzędzi, które pozwolą skuteczniej działać na arenie międzynarodowej. Nasi przedstawiciele powinni być szkoleni do udziału w gremiach międzynarodowych, reprezentować wszystkie istotne resorty i posiadać jasne, wspólne instrukcje. Tak, by mówili jednym głosem i mieli świadomość wzajemnych uwarunkowań. Wreszcie konieczne jest nagradzanie tych, którzy osiągają rezultaty, bo to przekłada się na sukces Polski.

Reklama
Reklama

Polska przy stole, a nie na stole

Jeśli Polska nie zabierze głosu, zrobią to inni. Jeśli nie obronimy swoich interesów, zostaną zepchnięte na margines. Jeśli nie zrozumiemy, że techniczne decyzje są decyzjami strategicznymi, będziemy przegrywać drobnymi ustępstwami, które w dłuższej perspektywie oznaczają miliardowe straty. Whole of Government Approach to nie slogan, to konieczność. Polska musi mówić jednym głosem i być aktywnym graczem, a nie biernym obserwatorem. W polityce międzynarodowej nie ma pustych krzeseł – są miejsca, które zajmują inni.

O autorze

dr Antoni Kolek

Doktor nauk społecznych w zakresie nauk o polityce publicznej, doradca podatkowy, wykładowca akademicki Akademii im. Leona Koźmińskiego. Specjalizuje się w zagadnieniach związanych z zarządzaniem i daninami publicznymi.

Wyliczać można długo. Od norm bezpieczeństwa żywności przez standardy prawa pracy, po regulacje dot. walki z chorobami zakaźnymi i kwestie klimatyczne. To decyzje, które przekładają się na miliardy złotych w budżecie, konkurencyjność firm i poziom życia obywateli. Problem polega na tym, że Polska, choć siedzi przy stole, prawie zawsze milczy.

Milczący nie mają racji

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Reklama
Opinie Ekonomiczne
Janusz Jankowiak o szkodliwych skutkach... cięcia stóp
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Nowa polityka klimatyczna
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Cuda ze złotym
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Putin „kupił" Indie za 13 miliardów dolarów
Opinie Ekonomiczne
Prof. Koźmiński: Czy wszyscy zginiemy?
Reklama
Reklama