W raporcie z 24 listopada przedstawiłem krótkoterminowe prognozy PKB dla regionu. Dla Polski przewidywałem 2,9-proc. wzrost (rok do roku) w IV kw., czyli dokładnie tyle, ile on wyniósł.
Artykuł nie poruszył mnie jednak z powodu tej, nazwijmy to, pomyłki. Za bardziej istotną kwestię uznałem, że pan Zieliński dostrzega plusy w rzekomym zakazie władz Ukrainy publikowania danych o PKB. Oznacza to, że chciałby, by ludzie i firmy w tym trudnym okresie zostali pozbawieni elementarnych informacji niezbędnych do podejmowania racjonalnych decyzji. Dalej sugeruje, iż analitycy mają własny interes w tym, co mówią. Tu akurat się zgadzam. Mamy w tym interes, by przedstawiać możliwie najtrafniej prognozy oraz scenariusze dla gospodarek i rynków finansowych (krótko-, średnio- i długoterminowe), bo tego oczekują nasi klienci.
To nie jest proste, zwłaszcza w czasie największego kryzysu ostatnich kilkudziesięciu lat. Pana Zielińskiego dziwi duży rozstrzał prognoz kursu walutowego i w związku z tym radzi, by nie traktować ich poważnie. Mnie to akurat nie dziwi i myślę, że nie dziwi też osób profesjonalnie zajmujących się prognozowaniem. W okresach dużej niepewności lub/i zmian strukturalnych jest to zupełnie oczywiste, zwłaszcza że większość używanych przez prognostów modeli została skalibrowana w okresie stabilności gospodarczej i finansowej.
Najbliższe miesiące będą trudnym okresem dla ludzi, firm i rządów. Będą też wyzwaniem dla ekonomistów. Jak głębokie będą recesje? Jak długo potrwają? Czy grozi nam deflacja czy może stagflacja, czy inflacja? Jak powinna reagować polityka fiskalna, a jak pieniężna? Jak zminimalizować ryzyko kolejnego wielkiego kryzysu?
Tymi głównie zagadnieniami będą się zajmować ekonomiści. Niektórzy komentatorzy skupią się jednak na wytykaniu niesprawdzonych prognoz. Potrafię sobie wyobrazić, jakie gromy mogą ciskać już w najbliższych miesiącach. Z góry współczuję analitykowi, którego prognoza PKB na I kw. będzie mówiła o 0,1-proc. wzroście, a faktycznie wyniesie on np. 0,3 proc. Taki analityk pomyli się o 200 proc.! Chyba powinien wówczas posypać głowę popiołem, dać sobie spokój z prognozowaniem i przestać mącić ludziom w głowach. Chyba że jakieś władze zakażą podawania danych o PKB.