Rząd, który szedł do wyborów z podatkiem liniowym na ustach, a jedynym poważniejszym problemem miało być tylko ustalenie najodpowiedniejszej stawki.
I cóż ów rząd zwojował, by obniżyć podatki i zreformować finanse państwa? Bardzo niewiele. Koncepcja podatku liniowego padła najszybciej. Wystarczyło, że prezydent zapowiedział, iż stosownej ustawy nie podpisze. Wybory minęły, pomysł zamieciono pod dywan. I w kwestii podatków to tyle. Zarówno dwie stawki podatkowe, jak i obniżenie składki rentowej to decyzje poprzedników. Na plus można zapisać jedynie ograniczenie emerytur pomostowych, ale ta jedna ustawa ani nie uratuje budżetu, ani znacząco nie poprawi stanu finansów państwa w dłuższej perspektywie. Nie dotknięto żadnych kluczowych kwestii, choćby reformy KRUS, opodatkowania rolników, likwidacji rozlicznych budżetowych przybudówek. Mimo zapowiedzi także prywatyzacja ani drgnęła.
Nie dość na tym. W obliczu kryzysu rząd powinien pompować w gospodarkę unijne dotacje, którymi dałoby się załatać finansowe ubytki na wielu frontach. Tym bardziej że Komisja Europejska zgodziła się, by przyspieszyć wydawanie tych środków. Ba, zapisano to nawet w polskim programie antykryzysowym.
W efekcie nie dość, że nie zwiększono przewidzianej na ten rok puli 16,8 mld zł, to jeszcze ich wydawanie idzie jak po grudzie – do końca czerwca udało się zagospodarować ok. 4 mld zł. Jak tak dalej pójdzie, to nie wykorzystamy w całości nawet tej kwoty. A przecież pieniądze dobrze wydane na inwestycje nie tylko dają miejsca pracy, ale także przynoszą podatki, które płacą firmy i ich pracownicy.
W tej sytuacji najłatwiej jest bezradnie powiedzieć: "Trzeba podnieść podatki". A my, "Rzeczpospolita", mówimy: od podatków wara. Jako redakcja będziemy wspierać słuszne, nawet najtrudniejsze, reformy. Bo ruchy fiskalne to jedynie doraźne działania. Polska oczekuje od rządu, który szedł do wyborów z liberalnymi hasłami, zupełnie innych działań.