Tylko co piąty ankietowany facet nie żyje w głębokim przekonaniu, że kobiety lepiej potrafią zająć się domem, a to już pozwala w prosty sposób uzasadnić spędzanie czasu z piwem przed telewizorem lub wieczorny wypad z kolegami, podczas gdy żona prasuje koszule. Tylko co trzeci sądzi, że umie na równi ze swoją partnerką zająć się małym dzieckiem, reszta automatycznie się rozgrzesza i z tego obowiązku. Ale o tym, że zarówno mężczyzna jak i kobieta powinni zarabiać na utrzymanie domu, jest pewnych 84 proc. "głów rodzin", tyle, że jednocześnie uważają oni, iż nie powinno to zwalniać pań z wychowywania dzieci i prac domowych - sądzi tak blisko 2/3 pytanych przez Ipsos. Równouprawnienie w różnym stopniu dociera pod strzechy.
Trudno się więc dziwić, że zgodnie z zasadą retorsji panie chętnie widziałyby w polskim prawie przepisy, które wprowadziłyby zasadę parytetu w obsadzaniu zarówno stanowisk politycznych, jak i biznesowych. Zwłaszcza tych drugich, bo choć "Kobiecy biznes", o którym pisze "Polska. The Times" ma się dzisiaj całkiem nieźle i w zarządach co trzeciej małej bądź średniej firmie w naszym kraju zasiadają już menedżerki i prezeski (co oznacza sensacyjny wzrost aż o połowę w porównaniu z 2006 r.), to jednak w dużych spółkach już nie - we władzach korporacji panie stanowią jedynie 2 proc. populacji prezesów i członków zarządu. Dlatego - zdaniem samych biznesmenek - należałoby wprowadzić zasadę, że w konkursie np. na członków zarządu jakiejś spółki brałaby udział taka sama liczba kandydatów i kandydatek. A wygrywałby oczywiście najlepszy. Powołują się na przykład krajów, które takie rozwiązanie wprowadziły, np. Finlandia, Estonia, Grecja, Szwecja czy Norwegia.
Problem w tym, że naruszałoby to męski punkt widzenia o właściwym podziale obowiązków. "Niechętnie wpuszcza się kobiety tam, gdzie są duże pieniądze i pracy niewiele" - mówi cytowana przez dziennik właścicielka jednego z kobiecych portali internetowych. Tyle, że idąc tym tropem właśnie stanowisko prezesa zapewniłoby partnerce właściwy poziom składki do domowej kasy, czas na zajęcie się pociechami i pieniądze na gosposię do prasowania koszul...
Do pracy zachęcają kobiety także organizacje przedsiębiorców. Chcą - o czym pisze "Gazeta Wyborcza" zaproponować rządowi w ramach oszczędności odebranie rent rodzinnych wdowom, które w chwili śmierci męża miały co najmniej 45 lat. Zgodnie z przepisami otrzymują one ok. 1200 zł miesięcznie od ukończenia 50 roku życia. Zdaniem PKPP "Lewiatan" (organizacji przedsiębiorców, na czele której stoi kobieta) zmiana zasad przyznawania tych rent przyniosłaby budżetowi ponad 4 mld zł oszczędności. "Te kobiety powinny iść do pracy, są zdrowe i sprawne" - przekonuje ustami męskiej części władz PKPP "Lewiatan". Tyle, że rządowe prace nad programem aktywizacji zawodowej osób starszych "50+" nie posuwają się zbyt szybko.
Może, żeby przyspieszyć nieco te prace panie, którym odbierze się "Wdowi grosz" powinny zatrudniać się w administracji rządowej? Tam przynajmniej skarb państwa dba o wypłaty, więc i mężowie powinni być zadowoleni. "Świętym krowom budżetu podwyżki się należą" - gromi "Rzeczpospolita" dodając, że pensje urzędników mimo kłopotów budżetu i kryzysu rosną jak na drożdżach - wzrost płac w budżetówce w pierwszym kwartale 2009 r. był nieomal dwukrotnie wyższy niż w firmach prywatnych.