Minister sporządził właśnie taki plan: prześlizgnięcia się na poziomie 54,9 proc. przez kolejne trzy lata. Wystarczy, że cokolwiek gorzej pójdzie, i barierę 55 proc. pokonamy. Ale samego progu 55 proc. też nie traktowałbym jak jakiś fetysz. Te mechanizmy, które on uruchamia, są tak naprawdę stosunkowo łagodne, niczym wielkim jeszcze nie grożą.
[b]Aż tak straszne nie są? Nowelizacja ustawy o finansach publicznych mówi m. in., że jeśli to się stanie, to wejdą w życie ogłoszone wcześniej przez rząd warunkowe podwyżki stawek VAT.[/b]
Podatków nikt nie lubi płacić, ale ich niewielka podwyżka w dobie problemów tak czy owak pewnie będzie nieunikniona. Prawdziwe niebezpieczeństwo mamy tylko w przypadku przekroczenia bariery 60 proc. długu w relacji do PKB. To już byłby fundamentalny problem – albo łamiemy konstytucję, albo wprowadzamy rzeczywiście drakońskie kroki a la Irlandia. Wówczas budżet musielibyśmy zrównoważyć w ciągu roku, przy czym może się okazać, że musimy ciąć wszystko, co się da, na oślep, jednocześnie podnosząc podatki. W końcu zapewne okaże się, że papier taki jak konstytucja jest jednak bardziej miękki i łatwy do zmiany niż rzeczywiste problemy. Czy wtedy dopuścimy się zawieszenia działania konstytucji np. na rok? Taki krok oczywiście byłby skandaliczny, ale – tak jak powiedziałem – ponieważ igramy z losem w czasach kryzysu, niczego nie można wykluczyć. Ta walka o 55 proc. tak naprawdę bardziej się wiąże z kalendarzem politycznym niż z ekonomicznym. Bo jaka różnica, czy mamy dług w wysokości 54,99 czy 55,01 proc.? To i tak za dużo.
[b]No tak, bo jakby gospodarka pogrążyła się w roku wyborów, to rządzący by...[/b]
Gdyby trzeba było to robić pod przymusem w roku wyborczym, to byłaby to oczywiście bardzo niekomfortowa sytuacja.
[b]Idąc w takim razie dalej tropem sensu ekonomicznego, a nie politycznego – to może niech się już tak rzeczywiście stanie i przekroczmy nawet ten 60-proc. próg, po to właśnie, żeby zmusić polityków do wprowadzenia reform…[/b]
Część ekonomistów zawsze twierdziła, że prawdziwe reformy finansów publicznych daje się przeprowadzić tylko w czasie kryzysu, bo dopiero wtedy politycy przestają się ich bać. Ale wiadomo, że coś trzeba w Polsce z tym zrobić, nie czekając na głębszy kryzys. Samo dłubanie przy otwartych funduszach emerytalnych nie wystarczy. Sytuację mogą zmienić tylko odważne decyzje.
[b]Kiedy?[/b]
Cóż, mam nadzieję, że najpóźniej po wyborach.
[b]Im prędzej, tym lepiej? Jest pan za wyborami wiosną?[/b]
Tak. Budżet na 2012 rok po raz pierwszy od lat mógłby być konstruowany bez presji doradców od PR, tylko przy pomocy ekonomistów.