Dodatkowo taki kraj staje się relatywnie tani, więc i turyści chętniej przyjeżdżają. Opłaca się też przenosić do takiego kraju produkcję z zagranicy, bo robocizna tanieje. Jeśli jeszcze dodatkowo otrzymuje się jakieś waluty z zagranicy (np. jako fundusze unijne i dopłaty rolnicze), to ich wartość po przeliczeniu na miejscową walutę znacząco wzrasta.
W sumie więc w czasach, gdy na świecie wszyscy czekają na załamanie gospodarcze, dobrze mieć słabą walutę, bo rosną szanse na szybsze wyjście z kryzysu.
Pamiętajmy też, że tani złoty to drogi import, co jest szczególnie istotne np. przy paliwach, które praktycznie w całości importujemy.
Jednak ważne jest, że słabe waluty często charakteryzują się dużą zmiennością kursów. I to jest najgorsze, bo trudno przez dłuższy czas budować silną gospodarkę z walutą, której wszyscy się boją.
Inwestorzy nie chcą kupować akcji i obligacji, nie chcą lokować depozytów w takim pieniądzu. Zamiast solidnych długoterminowych graczy przychodzą spekulanci pogłębiający jeszcze wahania. Kupiec z zagranicy kupujący w Warszawie za np. 250 tys. euro akcje warte milion złotych nie powinien drżeć, że następnego dnia jego portfel schudnie o 6 tys. euro tylko dlatego, że złoty w nocy osłabił się o 10 groszy.