Pesymizmu analityków w danych ciągle więc nie widać. Może się okazać, że weryfikacja prognoz dotyczących wzrostu gospodarczego w drugim półroczu tego roku była przedwczesna. Z drugiej jednak strony z miesiąca na miesiąc zarabiamy realnie mniej, bo podwyżki płac ciągle pozostają w tyle za utrzymującą się wysoką inflacją. Jak podaje GUS realna dynamika funduszu płac w sektorze przedsiębiorstw spadła z 5,1 proc. w ujęciu rocznym w czerwcu do 4,1 proc. we wrześniu). Jeśli więc mimo to kupujemy chętnie i dużo, to może oznaczać, że mniej oszczędzamy.

Gorzej, jeśli już zaczęliśmy sięgać do oszczędności, bo w tej sytuacji – gdy odłożone wcześniej pieniądze stopnieją – wyhamowanie sprzedaży może być nagłe i bolesne dla gospodarki. Nie wróży też na przyszłość dobrze fakt, że ceny paliw nie spadają. Choć akurat w tej kategorii odnotowano jeden z większych skoków - z 4,6 proc. w sierpniu do 8,1 proc.

Ekonomiści uważają jednak, że to przejściowy wzrost. Zaznaczają, że także słaby złoty, podwyższający raty kredytów hipotecznych zaciągniętych w walutach obcych osłabia siłę nabywczą konsumentów. Dodając do tego fakt, że skurczyła się liczba pracujących Polaków – co dotyczy zwłaszcza mikro przedsiębiorstw i sektora publicznego – rzadko który ekonomista jest skłonny uważać, że nie będzie wyhamowania wzrostu gospodarczego.

Mimo to mamy powody do zadowolenia. Niepokoje na globalnych rynkach finansowych, zawirowania wokół państw strefy euro mających problemy z obsługą zadłużenia i brak zdecydowanych działań na rzecz przyjęcia pakietu pomocowego raczej nie tworzą pozytywnej atmosfery dla szybszego wzrostu gospodarczego w Europie, czy na świecie. Dodatkowo Bruksela naciska na przeprowadzanie cięć w wydatkach, które pomogą w obniżaniu deficytów finansów publicznych. To poważny czynnik, który może wpłynąć negatywnie na naszą gospodarkę.