Przypadająca na Polskę kwota, do której – jak rozumiem – zobowiązaliśmy się na szczycie, to ok.
6 mld euro w postaci średnioterminowej pożyczki udzielonej MFW. To zobowiązanie mające na celu z jednej strony wzmocnienie MFW, a z drugiej solidarne wsparcie strefy euro wzbudziło zaskakująco wielkie emocje i wręcz wściekłość części opozycji, co gorsza wskazującą na kompletne niezrozumienie istoty dofinansowania MFW i kroków mających na celu stabilizację w strefie euro.
Opozycja – i niestety część mediów – uporczywie powtarza „prawdy" o „dawaniu" miliardów bogatszym krajom, o tym, że nie obchodzi nas strefa euro, bo do niej nie należymy, lub że „nie będziemy dawać pieniędzy leniwym obywatelom południa Europy"!
Mimo wysiłków przedstawicieli rządu w czasie specjalnej debaty w Sejmie i wystąpienia na posiedzeniu komisji sejmowej prezesa NBP społeczeństwo czerpiące wiedzę z telewizji czy z tabloidów, jak się wydaje, nie otrzymało jednoznacznego przekazu, dlaczego Polska nie może i nie powinna stać z boku kryzysu strefy euro.
Po pierwsze, kryzys ten pośrednio może się rozlać i na Polskę (tak jak kryzys finansowy w USA rozlał się na Europę w 2008 r.). Po drugie, 70 proc., jeśli nie więcej, naszych obrotów handlowych przypada na strefę euro i kryzys tam równa się kryzysowi u nas (może to nastąpić z poślizgiem). Po trzecie, skoro otrzymujemy z Unii – w tym ze strefy euro – potężne środki na wyrównanie różnic m.in. w poziomie życia i rozwoju, to po prostu nie wypada nie wspomóc tych krajów w potrzebie.