Choć myjnie bezdotykowe wyrastają ostatnio jak grzyby po deszczu, nikt na razie nie prowadzi oficjalnych statystyk dotyczących tego sektora. Eksperci szacują, że w Polsce funkcjonuje dziś około 1,2–1,3 tys. takich obiektów. Ale rynek jest wciąż nienasycony. – Corocznie w kraju stawiamy 100–120 obiektów, a nasza konkurencja buduje drugie tyle – twierdzi Arkadiusz Gohra, kierownik sprzedaży BKF Myjnie, która jest jednym z największych dostawców urządzeń tego typu w Polsce.
Zapytań od potencjalnych inwestorów przybywa z roku na rok. Coraz większy ich odsetek decyduje się też na faktyczne rozpoczęcie tego biznesu. Boom zaczął się w 2008 r., ale duże nasilenie tego typu inwestycji widać gołym okiem od mniej więcej dwóch lat. Ich rozwojowi sprzyja kryzys. W czasie spowolnienia gospodarczego dwa razy oglądamy bowiem każdą złotówkę przed jej wydaniem.
– Ludzie zaczęli poszukiwać najlepszego stosunku jakości do ceny usługi. A czyszczenie samochodu w myjni bezdotykowej kosztuje nieporównanie mniej niż w automatycznej. Możemy przy tym zdecydować się jedynie na szybkie przepłukanie auta za kilka złotych. Poza tym jest szybciej, bo nie trzeba czekać w kolejce – wylicza Jarosław Ancerowicz, właściciel firmy Euro-Ekol, produkującej myjnie.
Moda przyszła z Zachodu nie tylko do Polski. Opanowała też rynki naszych wschodnich sąsiadów, m.in. Ukrainy, Białorusi i Rosji.
Bezdotykowe myjnie widać już nie tylko w dużych miastach, ale coraz częściej w miejscowościach liczących zaledwie kilka tysięcy mieszkańców. To właśnie tam eksperci upatrują dziś niszy. W wielu miejscach metropolii trudno już bowiem o atrakcyjną lokalizację, gdzie w pobliżu nie byłoby konkurenta oferującego podobne usługi. Ale zdarzają się także takie miejsca, gdzie w pobliżu rozbudowującego się osiedla obok siebie stoją dwie lub trzy myjnie i każda z nich ma klientów.