Moleskine to włoski producent kalendarzy i notatników, takich, jakich – głoszą reklamy – używali Picasso, Matisse, Van Gogh, Gauguin i Hemingway.
Dzięki Moleskine niemal martwy w ostatnich latach włoski rynek pierwszych publicznych ofert na chwilę ożył. Tuż przed Wielkanocą publiczna oferta akcji Moleskine zakończyła się sukcesem. Osiągnięte w niej wyniki – ponad trzykrotna nadsubskrypcja, cena emisyjna (2,3 euro) niemal dokładnie w środku wstępnych widełek – zdawały się zapowiadać nie tylko udany debiut, ale także zwyżki na kolejnych sesjach.
Mimo że na sprzedaż wystawiono ponad połowę akcji spółki, wartość oferty nie była wielka. Dotychczasowi właściciele sprzedali akcje warte w sumie 244 mln euro. Ale i sama spółka – choć świetnie znana wielbicielom markowych gadżetów, zwłaszcza tym, którzy cenią sobie rzeczy w stylu retro – jest niewielka. W całym 2012 roku sprzedała jedynie nieco ponad 15 mln sztuk swoich wyrobów, co dało jej 78,1 mln euro przychodów i aż 31,4 mln euro zysku EBITDA oraz 18,2 mln euro zysku netto.
Wysoka rentowność to nie tylko efekt doskonałego postrzegania marki przez klientów, co pozwala windować ceny produktów, ale także tego, że spółka od lat jest kontrolowana przez fundusze privete equity, a te dbają o to, by koszty były przycięte.
Firma ma jeszcze jedną zaletę – zdywersyfikowaną regionalnie sprzedaż (53 proc. sprzedaży w Europie, Afryce i na Bliskim Wschodzie, 36 proc. w Ameryce Północnej, a reszta w Azji i Australii), co czyni ją dość odporną na zawirowania włoskiej i europejskiej gospodarki.