Hipsterski debiut giełdowy

Udana pierwsza publiczna oferta, dobry debiut, a potem spadek kursu. Tak w największym skrócie można opisać minione dwa tygodnie historii Moleskine.

Publikacja: 08.04.2013 00:54

Moleskine to włoski producent kalendarzy i notatników, takich, jakich – głoszą reklamy – używali Picasso, Matisse, Van Gogh, Gauguin i Hemingway.

Dzięki Moleskine niemal martwy w ostatnich latach włoski rynek pierwszych publicznych ofert na chwilę ożył. Tuż przed Wielkanocą publiczna oferta akcji Moleskine zakończyła się sukcesem. Osiągnięte w niej wyniki – ponad trzykrotna nadsubskrypcja, cena emisyjna (2,3 euro) niemal dokładnie w środku wstępnych widełek – zdawały się zapowiadać nie tylko udany debiut, ale także zwyżki na kolejnych sesjach.

Mimo że na sprzedaż wystawiono ponad połowę akcji spółki, wartość oferty nie była wielka. Dotychczasowi właściciele sprzedali akcje warte w sumie 244 mln euro. Ale i sama spółka – choć świetnie znana wielbicielom markowych gadżetów, zwłaszcza tym, którzy cenią sobie rzeczy w stylu retro – jest niewielka. W całym 2012 roku sprzedała jedynie nieco ponad 15 mln sztuk swoich wyrobów, co dało jej 78,1 mln euro przychodów i aż 31,4 mln euro zysku EBITDA oraz 18,2 mln euro zysku netto.

Wysoka rentowność to nie tylko efekt doskonałego postrzegania marki przez klientów, co pozwala windować ceny produktów, ale także tego, że spółka od lat jest kontrolowana przez fundusze privete equity, a te dbają o to, by koszty były przycięte.

Firma ma jeszcze jedną zaletę – zdywersyfikowaną regionalnie sprzedaż (53 proc. sprzedaży w Europie, Afryce i na Bliskim Wschodzie, 36 proc. w Ameryce Północnej, a reszta w Azji i Australii), co czyni ją dość odporną na zawirowania włoskiej i europejskiej gospodarki.

Słodki obraz bezpiecznej spółki, jak widać, przekonał inwestorów uczestniczących w IPO. Jednak gdy akcje 3 kwietnia trafiły na giełdę, dość szybko okazało się, że na ich kurs działają te same czynniki zewnętrzne co na papiery innych spółek. A że od środy europejskie indeksy traciły, to w piątek na koniec dnia papiery Moleskine kosztowały już tylko 2 euro, czyli o 13 proc. mniej niż cena w IPO.

Krótka historia włoskiej spółki na rynku publicznym pokazuje, że zawodowcy, jakimi są zarządzający aktywami, często zachowują się jak konsumenci ogarnięci szałem świątecznych zakupów: najpierw kupują wszystko, co ostatnio było reklamowane lub na czym oko zawiśnie chwilę dłużej, a potem przychodzi chwila refleksji i zaczyna się oddawanie towaru do sklepu.

Moleskine to włoski producent kalendarzy i notatników, takich, jakich – głoszą reklamy – używali Picasso, Matisse, Van Gogh, Gauguin i Hemingway.

Dzięki Moleskine niemal martwy w ostatnich latach włoski rynek pierwszych publicznych ofert na chwilę ożył. Tuż przed Wielkanocą publiczna oferta akcji Moleskine zakończyła się sukcesem. Osiągnięte w niej wyniki – ponad trzykrotna nadsubskrypcja, cena emisyjna (2,3 euro) niemal dokładnie w środku wstępnych widełek – zdawały się zapowiadać nie tylko udany debiut, ale także zwyżki na kolejnych sesjach.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację