Podstawowym argumentem, wydawałoby się rozstrzygającym, jest ponoszony przez NBP wysoki koszt bicia monet, znacznie przewyższający ich wartość nominalną. Nie zauważa się jednak faktu, że „straty" ponoszone na drobnych monetach NBP odbija sobie z nawiązką na emisjach większych nominałów.
Dokładne przyjrzenie się konstrukcji ustawy i jej prawdopodobnym skutkom budzi jednak różne wątpliwości. Zacznijmy od tego, że zdecydowana większość cen artykułów spożywczych o wartości poniżej 10 zł ma końcówki wyrażone w groszach. Utrzymanie w obiegu monet o najniższych nominałach ma zatem uzasadnienie gospodarcze i praktyczne.
Projektowana ustawa przewiduje, że przy płatnościach gotówkowych kwoty rachunków będą zaokrąglane z mocy prawa, a przy płatnościach kartami płatniczymi nie będą zaokrąglane. Inaczej mówiąc, klient sklepu, który będzie miał w ręku dokładną kwotę należności o końcówce 3 gr, będzie musiał zapłacić końcówkę 5 gr i będzie mógł to uczynić monetami jednogroszowymi (?!). Nietrudno jest wyobrazić sobie niezadowolenie i niezrozumienie takiego obrotu sprawy przez mniej zamożne osoby. Kwota płatności będzie inna w przypadku zakupu takich samych koszyków w zależności od sposobu płacenia.
Prawny przymus zaokrągleń może zmienić strategie marketingowe sprzedawców. Zamiast końcówek 49 czy 99 gr pojawią się końcówki 42 bądź 92 gr. Mniej zamożni klienci obrócą dziesięć razy, by za 10 bułek pszennych w cenie 42 gr zapłacić 4 zł, a nie 4,50 zł. Jedna bułka będzie wówczas gratisowa.
Rozwiązania zawarte w ustawie spowodują spore zamieszanie w rozliczeniach księgowych i wymuszą zmiany oprogramowania kas sklepowych. Koszty takich operacji spadną na właścicieli sklepów.