Trwające właśnie remonty torów doprowadzają do białej gorączki pasażerów podmiejskich kolejek, którzy wściekają się na brak informacji o pociągach odwołanych i odjeżdżających z innych niż zwykle peronów.
Kolej naziemna sprawnie funkcjonuje w wielu miastach na świecie. W Warszawie jakoś jej potencjał nie jest wykorzystany. Tymczasem cała stolica jest poprzecinana jest gęstą siecią linii kolejowych, a w mieście jest wiele stacji pomiędzy którymi mogłaby się odbywać sprawna komunikacja. W wiele miejsc pasażerom dużo łatwiej i szybciej byłoby dotrzeć koleją, niż jechać z kilkoma przesiadkami tramwajami i tkwiącymi w korkach autobusami.
Problem w tym, że mało kto o tym wie. Tak naprawdę transport kolejowy w Warszawie jest dostępny jedynie dla wtajemniczonych. Pozornie wszystko odbywa się sprawnie – mamy i Szybką Kolej Miejską, i Koleje Mazowieckie i pociągi PKP. Tyle tylko, że każdy z tych przewoźników funkcjonuje w zupełnym oderwaniu od pozostałych. I jeśli ktoś, kto z tej komunikacji nie korzysta na co dzień, wejdzie na którąś z warszawskich stacji, to po pół godzinie analizowania trzech różnych rozkładów jazdy, stwierdzi, że łatwiej będzie jednak wsiąść do autobusu albo tramwaju.
Problem dałoby się rozwiązać przez uruchomienie czytelnego systemu informacji na stacjach kolejowych. To nie jest wcale trudne, chodzi tylko o zebranie i przetworzenie niewielkiego zasobu danych pochodzących od trzech przewoźników kolejowych. Ale ktoś musiałby wziąć na siebie ten ciężar. Na PKP ani PR bym nie liczył, ale np. warszawski Zarząd Transportu Miejskiego, zatrudniający armię nie wiadomo czym zajmujących się urzędnik, mógłby podjąć to wyzwanie.
Ale pewnie się za to nie zabierze, bo urzędnicy nie są przecież od ułatwiania życia mieszkańcom, a nadzorujący ich politycy wolą się chwalić bardziej spektakularnymi projektami, jak na przykład budową metra, czy tworzeniem sieci wypożyczalni rowerowych.