Obyło się bez spektakularnych upadków i telewizyjnych obrazków tłumu zawiedzionych turystów na lotniskach czy pod urzędami marszałkowskimi.
Ale sukces ten ma kilka odcieni. Po pierwsze w Polsce od kilku lat nie przybywa turystów wyjeżdżających na zorganizowane wakacje. Być może wynika to jeszcze z obaw wielu ludzi przed zawierzeniem pieniędzy i nadziei na udany wypoczynek profesjonalnym organizatorom.
Po drugie, trzeba pamiętać, że do dobrych sezonów tegoroczny zaliczą przede wszystkim firmy o zróżnicowanej ofercie oraz te, które specjalizują się w wyjazdach do Grecji. Ten kraj w tym roku był najważniejszym kierunkiem wyjazdów polskich turystów. Aż co czwarty wybrał Helladę, a raczej jedną z jej wysp, na miejsce wypoczynku.
Gorzej jednak mają się touroperatorzy, którzy w dużej mierze opierają biznes na oferowaniu wyjazdów nad Morze Czerwone. Egipt w tym roku stracił nieco sympatyków. Ale nie było tak źle, utrzymywał się długi czas na pierwszym miejscu ulubionych kierunków (do Egiptu jeździmy cały rok, podczas gdy do Grecji tylko przez pięć miesięcy). Pod koniec sezonu letniego przepadł jednak z powodu krwawych wydarzeń, które zresztą nie dotarły do miejscowości turystycznych nad Morzem Czerwonym. To bardzo uderzyło finansowo w grupę „egipskich" organizatorów.
Generalnie powinniśmy cieszyć się ze wzmocnienia ekonomicznego biur podróży. Im są to firmy zasobniejsze, tym są odporniejsze na zewnętrzne warunki, które mogą (jak w tym roku Egipt) im zaszkodzić. A w konsekwencji zaszkodzić nam, ich klientom.