Jak sięgnąć po najsłodsze owoce

Innowacyjnej gospodarki nie da się stworzyć ani ustawą, ?ani samymi tylko inwestycjami sektora publicznego? – pisze ekonomista z Instytutu Obywatelskiego.

Publikacja: 26.02.2014 06:30

Jan Gmurczyk

Jan Gmurczyk

Foto: materiały prasowe

Red

Przyczyn niskiej innowacyjności polskiej gospodarki jest przynajmniej kilka, np. słaby stopień rozwoju współpracy między nauką a biznesem czy stosunkowo niskie rezerwy kapitału finansowego i społecznego. Jednak najważniejszy problem w tym, że duża część rodzimych przedsiębiorstw po prostu nie angażuje się w poszukiwanie i rozwijanie własnych technologii.

Owszem, taka działalność potrafi być bardzo zyskowna, ale – jak to zwykle bywa – najsłodsze owoce rosną najwyżej. Nie tak łatwo po nie sięgnąć bez wysiłku i ryzyka. Praca nad nowymi technologiami lub produktami to zajęcie potencjalnie lukratywne, ale też kosztowne, żmudne i niepewne.

Skoro przyzwoity zysk albo silną pozycję na rynku można osiągnąć prościej i taniej, część decyzji biznesowych pójdzie właśnie tym szlakiem. W warunkach polskich rozwiązanie „prostsze i tańsze" oznacza przede wszystkim kupno gotowej technologii za granicą albo budowę przewagi konkurencyjnej w oparciu o atrakcyjną ofertę cenową, której podstawą pozostają nadal niskie płace.

Innowacje ?popłacają

Sęk w tym, że ogólny kierunek specjalizacji gospodarki nie pozostaje bez znaczenia dla osiągalnego w społeczeństwie poziomu rozwoju i dobrobytu. W szczególności warto zwrócić uwagę na związek między innowacyjnością a wysokością wynagrodzeń w przemyśle.

Jeśli w jakimś kraju płace realne są wysokie, to zatrudnienie pracownika w fabryce opłaca się wyłącznie wtedy, gdy jego praca będzie bardzo wydajna. Osiągnięcie takiej wydajności umożliwia zaawansowana technologia czy też właśnie innowacyjność. Z jednej strony wysokie pensje można zatem płacić głównie dzięki innowacyjności, a z drugiej presja na innowacyjność jest szczególnie silna w warunkach wysokich wynagrodzeń.

Niestety, choć wydajność pracy w Polsce na tle europejskim rośnie dynamicznie, nadal pozostaje dość niska. Jak informuje Eurostat, w 2012 r. jedna godzina pracy średnio powiększała w Polsce realny PKB o 10,4 euro. W Czechach o 13,2, a w Niemczech o 42,6 euro.

Dużo do myślenia dają inne dane Eurostatu: w 2012 r. wydatki sektora przedsiębiorstw prywatnych na badania i rozwój (B+R) wyniosły w Polsce 0,33 proc. PKB, podczas gdy w Czechach ok. 1 proc., a w Niemczech blisko 2 proc.

Rynek pracy ?potrzebuje równowagi

W przypadku Polski nie można wykluczyć, że innowacyjność silniej ukorzeni się i rozkwitnie dopiero za jakiś czas, gdy w kolejnych branżach tradycyjny przepis na konkurencyjność przestanie przynosić zadowalające korzyści. Tymczasem w wielu dziedzinach proste recepty na rozwój nadal zdają się sprawdzać całkiem dobrze.

Co więcej, obecny profil gospodarki może w pewnej mierze utrwalać strukturalnie wysoki poziom bezrobocia. Gdy o pracę trudno, wielu pracownikom przechodzi ochota do negocjowania podwyżek, zwłaszcza w tradycyjnych gałęziach gospodarki, gdzie bardziej niż siła intelektu liczy się łatwa do zastąpienia siła rąk.

Warto także zwrócić uwagę na tendencję licznych segmentów polskiego rynku pracy do coraz większej elastyczności, która w wielu przypadkach wynika z prozaicznej ucieczki przed wysokimi kosztami zatrudnienia. Pomyślmy o popularności umów cywilnoprawnych, zatrudnienia tymczasowego, bezpłatnych staży oraz samozatrudnienia. Można przypuszczać, że ta tendencja ma – przynajmniej częściowy – związek z dominującym profilem polskiej gospodarki.

Szukając ?synergii

W tym miejscu dochodzimy do pytania kluczowego: czy lokomotywa polskiej gospodarki wjedzie na tory innowacyjności naturalnym tempem sama, czy też potrzebuje zwrotnicy i popchnięcia? Najlepszą odpowiedzią na ten dylemat jest z jednej strony postawić na siły rynkowe, ale z drugiej starać się w miarę możliwości aktywnie animować proces zmian. Stąd też rola państwa powinna polegać przede wszystkim na zapewnieniu jak najlepszego klimatu do działania i rozwoju tym, którzy są pomysłowi i przedsiębiorczy.

Przykładowo, mało przyjazny dla przedsiębiorców system podatkowy z pewnością nie jest zgodny kierunkowo z polityką nakierowaną na pobudzanie innowacyjności. Niepokojący jest też model kształcenia w szkołach publicznych, gdzie w zbyt małym stopniu promuje się wśród uczniów i studentów kreatywność, przedsiębiorczość, umiejętność współpracy i zdolność krytycznego myślenia. Tymczasem bez tych dwóch absolutnie podstawowych elementów – przyjaznych warunków dla biznesu oraz skrojonych na miarę innowacyjnych aspiracji standardów kształcenia – nawet najbardziej intensywne zabiegi państwa o rozwój innowacyjności mogą nie przynieść spodziewanych efektów.

Przyczyn niskiej innowacyjności polskiej gospodarki jest przynajmniej kilka, np. słaby stopień rozwoju współpracy między nauką a biznesem czy stosunkowo niskie rezerwy kapitału finansowego i społecznego. Jednak najważniejszy problem w tym, że duża część rodzimych przedsiębiorstw po prostu nie angażuje się w poszukiwanie i rozwijanie własnych technologii.

Owszem, taka działalność potrafi być bardzo zyskowna, ale – jak to zwykle bywa – najsłodsze owoce rosną najwyżej. Nie tak łatwo po nie sięgnąć bez wysiłku i ryzyka. Praca nad nowymi technologiami lub produktami to zajęcie potencjalnie lukratywne, ale też kosztowne, żmudne i niepewne.

Pozostało 86% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację