Trzęsieniem ziemi byłoby w tej sytuacji odebranie spółkom z bogatego imperium Zygmunta Solorza-Żaka największego atutu ich telekomunikacyjnej oferty i oczka głowie ich właściciela. Przez ostatnie lata Polkomtel i Cyfrowy Polsat lansowały się na potęgę jako prekursorzy oferowania Polakom dostępu do superszybkiego internetu LTE. Na promocję LTE szły ogromne kwoty, żeby każdy zapamiętał, gdzie może korzystać z najnowocześniejszej szybkiej sieci w pierwszej kolejności. W projekt angażował się mocno główny właściciel obu firm. Jeszcze przez jakiś czas nikt mu tego nie odbierze.
Ale w państwie prawa wyrokowi musi stać się zadość i w końcu przetarg najprawdopodobniej zostanie powtórzony. O ile jednak w 2007 r. decyzja o powtórzeniu jego części nie zmieniła wyniku, o tyle dziś byłby on wielką niewiadomą.
Jeśli spółki Zygmunta Solorza-Żaka nie wygrają drugiego rozdania, nawet nieprzyzwoicie wysokie odszkodowanie będzie dla nich marną pociechą. Zanim na rynku pojawi się kolejna pula częstotliwości (np. ta z tzw. drugiej dywidendy cyfrowej), którą państwo mogłoby przeznaczyć na LTE, minie kilka lat. W tym czasie konkurencja Polkomtelu i Cyfrowego Polsatu będzie upowszechniać LTE, a obecni prekursorzy tej technologii będą musieli znaleźć sobie jakiś inny rynkowy wyróżnik.
Biorąc pod uwagę charakter całego trwającego już wiele lat sądowego zamieszania, kuriozalne z biznesowego punktu widzenia wydaje się przede wszystkim to, że brakowi jednej małej parafki uda się pokrzyżować plany jednego z najpotężniejszych i najbardziej wpływowych przedsiębiorców w kraju. I to dlatego, że właśnie (dosłownie) ktoś nie przyłożył do tego ręki.