Przyznam szczerze, wydawało mi się, że o ubezpieczeniu w czasie wakacji myśli więcej osób. A tu proszę, przeczytałem ostatnio raport, z którego wynika, że zawsze ubezpiecza się tylko czternaście procent z nas. Prawda, że skromnie? Innym zaskoczeniem było dla mnie to, że jeśli już kupujemy polisę, to wprawdzie chcemy by pokrywała ona koszty leczenia czy chroniła nas od następstw nieszczęśliwych wypadków, ale nie myślimy o ubezpieczeniu od odpowiedzialności cywilnej. Tę opcję szczególnie polecam rodzicom wyjeżdżającym z małymi dziećmi. Bo co jeśli nasza pociecha, która świeżo pozbyła się pieluszki, pływając w basenie nie zdąży z potrzebą? Byłem świadkiem takiej sytuacji. I wiem, ze pokrycie kosztów czyszczenia basenu z własnej kieszeni, jest wyjątkowo bolesne. Wakacje zmarnowane. Warto wiedzieć, że OC chroni nas nie tylko przed taką sytuacją. Jeśli zupełnie przypadkowo zbijemy szybę w hotelowej restauracji, lub zniszczymy komuś sprzęt fotograficzny z polisy będziemy mogli pokryć szkody.
Sprawdziłem koszty. Dziennie ubezpieczenie możemy wykupić już za 10 złotych. Najczęściej zaś zamkniemy się w 25 zł. W zestawieniu z ceną całego wyjazdu, to kwota niemal bez znaczenia. Dlaczego zatem nie kupujemy ubezpieczeń? Mamy węża w kieszeni? Przecież przy rachunku za wakacje dla czteroosobowej rodziny za dwa tygodnie za granicą, na poziomie dziesięciu tysięcy złotych, dwieście złotych za ubezpieczenie to żadna oszczędność. A może jednak wydaje nam się, że skoro i tak dużo zapłaciliśmy za urlop to więcej pieniędzy wydawać już nie musimy. Pasuje mi tu powiedzenie skąpy dwa razy traci. Usługi medyczne nie należą do najtańszych. Wizyty u lekarzy będą sporo kosztować. I wcale nie chodzi mi o poprawianie sytuacji finansowej ubezpieczycieli. Oni i tak mają dobrze. A poza tym polis na rynku jest całe mnóstwo. Możemy wybrać najlepszą dla nas w najniższej cenie. Warto jednak pamiętać, że zdaniem fachowców powinna opiewać ona przynajmniej na dwieście tysięcy złotych.
Martwi mnie nasze podejście do rzeczywistości. Czy my jesteśmy takimi optymistami, że nie spodziewamy się żadnych problemów? Czy może zbyt lekko traktujemy obowiązki? Bo nie zakładam, ze myślimy: „jakoś się uda"... Jak nie wrzucamy monet do parkomatów to tylko przez roztargnienie a nie z nadzieją, ze właśnie „jakoś się uda". To samo, gdy wsiadamy do tramwaju bez biletu. Po prostu został w domu a nie jedziemy na gapę. Jeśli robimy inaczej, to okradamy nasze państwo. Ja wiem, że trudno wymagać szacunku do państwa, które gdy tylko może to zabiera nam pieniądze w postaci różnych podatków. Wiem, że trudno zrozumieć, dlaczego kierowcy samochodów mają płacić podatek, który pójdzie na remonty na kolei. Wiem tez, ze wkrótce kolejne wybory...