Bez dwóch zdań czujemy się bezpieczniej. Nie kryliśmy zresztą, że dla nas przyjęcie euro było również decyzją geopolityczną. Dotyczy to zresztą wszystkich krajów bałtyckich. Łat był wprawdzie sztywno powiązany z euro, ale był narażony na ataki spekulacyjne. Zawirowania geopolityczne to sprzyjający moment dla takich ataków. Ewentualne załamanie łata byłoby niebezpieczne, choćby dlatego, że od lat większość kredytów na Łotwie było zaciąganych w euro. W przypadku Polski, która jest znacznie większym krajem, ma w pełni płynną walutę i może prowadzić niezależną politykę pieniężną, rachunek korzyści i kosztów może się przedstawiać inaczej. Z drugiej strony, jeśli Polska chce odgrywać w Europie rolę adekwatną do wielkości swojej gospodarki, to poza strefą euro nie będzie w stanie tego robić. Najważniejsze decyzje obecnie zapadają w eurogrupie.
Na przełomie 2012 i 2013 r., gdy w kryzysie pogrążył się Cypr, część ekonomistów wskazywała, że Łotwie mogą grozić podobne kłopoty. Wspólnym mianownikiem obu krajów miało być to, że Rosjanie chętnie lokują tam pieniądze. Jak ocenia pan stabilność łotewskiego sektora bankowego?
Porównania Łotwy do Cypru są chybione. Porównując wartość aktywów banków do PKB, łotewski sektor bankowy należy do najmniejszych w UE. Także stosunek wartości zagranicznych depozytów w bankach do PKB jest na Łotwie dużo niższy, niż na Cyprze, w Luksemburgu czy Szwajcarii. Dodatkowo, wymagamy od banków utrzymywania bardzo wysokich współczynników wypłacalności. To oznacza, że z perspektywy banków przyjmowanie nowych depozytów jest kosztowne. Część ekspertów wskazywała, że po kryzysie na Cyprze do naszych banków będzie napływało więcej pieniędzy zza granicy. Tak się jednak nie stało. Z drugiej strony, sam fakt, że Rosjanie chętnie lokują pieniądze na Łotwie, świadczy o ich zaufaniu do naszego sektora bankowego i wysokiej jakości świadczonych przez niego usług.
Podczas jednego z paneli dyskusyjnych towarzyszących zjazdowi udziałowców EBOR w Warszawie, zaskoczył pan słuchaczy mówiąc, że nie obawia się wpływu napięć na linii Ukraina-Rosja na łotewską gospodarkę. Sam EBOR ostrzegł, że na tym konflikcie ucierpieć może cały region.
Gospodarka Rosji słabnie od kilku lat i niezależnie od tego, czy będą w nią wymierzone kolejne sankcje, czy nie, będzie pewnie słabła dalej. Ale nie obawiamy się tego zanadto, bo znamy dobrze naszego sąsiada i wiemy mniej więcej, czego się spodziewać. Wiele nauczyliśmy się pod koniec lat 90., w trakcie kryzysu w Rosji. W kolejnych latach zdywersyfikowaliśmy mocno kierunki naszego eksportu i teraz nie jesteśmy pod tym względem uzależnieni od Rosji. Większość firm, które eksportują do Rosji, ma też jakieś inne rynki zbytu. Nawet jeśli udział Rosji w naszym eksporcie, który wynosi obecnie około 12 proc., spadnie, powinniśmy być w stanie jakoś to zrekompensować.
Jeśli zaś chodzi o import gazu z Rosji, to nie spodziewamy się, aby nastąpiły przerwy w dostawach. To jest biznes, od którego rosyjska gospodarka jest uzależniona i nie może sobie pozwolić, żeby go osłabić. Z tego samego powodu, Rosjanie eksportując surowce będą musieli nadal korzystać z naszych portów i kolei, bo ich własna infrastruktura im nie wystarcza. Jeśli chodzi o Ukrainę, to konflikt z Rosją mocno uderzył w jej gospodarkę. Ale nasz eksport na Ukrainę niespodziewanie w marcu wzrósł o 23 proc. rok do roku. Może to wynikać z tego, że Ukraińcy bojkotują rosyjskie towary, co sprzyja łotewskim.