Temat zakupu okrętów podwodnych dla Marynarki Wojennej w ramach projektu „Orka" porusza dziś nie tylko marynarzy, ale również dużą część społeczeństwa polskiego, któremu bliskie są problemy bezpieczeństwa morskiego naszego państwa. Trudno mi się jednak zgodzić z tezą, którą redaktor Zbigniew Lentowicz zawarł w artykule „MON stracił okazję do wynegocjowania korzystnej transakcji" („Rzeczpospolita" z 7 lutego 2017 r.), jakoby polskie Ministerstwo Obrony Narodowej straciło okazję do wynegocjowania korzystnej transakcji na wspólne pozyskanie okrętów podwodnych wraz z Norwegią po tym, gdy minister obrony tego kraju ogłosiła 3 lutego 2017 r. decyzję norweskiego rządu o zawiązaniu strategicznego partnerstwa w tej dziedzinie z Niemcami.
Komunikat norweskiego MON w tej sprawie mówi, że Norwegowie nie tylko współpracowali w dziedzinie wspólnego pozyskania okrętów z Holandią i Polską, ale również, że prace te będą kontynuowane. Warto zwrócić uwagę, że komunikat nie informuje o zakupie niemieckich okrętów przez Norwegię, ale o wyborze Niemiec jako strategicznego partnera w dalszych pracach zarówno nad przygotowaniem wspólnego projektu okrętu podwodnego bazującego na jednostkach typu 212A, jak i norwesko-niemieckiej współpracy szkoleniowej, logistycznej i taktyczno-operacyjnej flot wojennych obu krajów.
Co to oznacza? Dokładnie tyle, że jeżeli Polska zdecyduje się na zakup w ramach projektu „Orka" okrętu ThyssenKrupp Marine Systems, współpraca z Norwegią i teraz już również z Niemcami w zakresie budowy i współdziałania okrętów podwodnych jest dla nas ciągle możliwa.
Nie mogę się zgodzić także z opinią Maksymiliana Dury, który jako ekspert zaleca „nierozpamiętywanie straconej okazji" z uwagi na fakt, że „polskie wymagania dotyczące nowych okrętów podwodnych bardzo różniły się od norweskich", dzięki czemu wciąż możemy wybierać między trzema niemal równorzędnymi jakościowo okrętami: niemieckim 212A, szwedzkim A26 i francuską Scorpene.
Przede wszystkim Maksymilian Dura nie może wiedzieć o różnicach między polskimi i norweskimi wymaganiami, gdyż ich wykazanie wymagałoby jego wglądu do dokumentów niejawnych. Co więcej, trudno mówić o jakościowej równorzędności oferowanych Polsce okrętów podwodnych. Nie da się bowiem porównywać oferowanych przez Niemcy okrętów typu 212A oraz 214 używanych w czterech flotach NATO z nieistniejącym wciąż przecież szwedzkim okrętem typu A26. Tak jak niemieckiego okrętu wyposażonego w nowoczesny system napędu niezależnego od powietrza (AIP) – z francuską konstrukcją takiego systemu dostępną tylko jako model testowy. Wreszcie jak porównywać sprawdzone niemieckie konstrukcje, mające szeroko rozbudowane zaplecze logistyczne w Europie z jednostkami, które nie znalazły klientów na naszym kontynencie.