– W poniedziałek skończą mi się recepty, na których mogę wypisać refundowane leki, a nowe druki dostanę najprawdopodobniej dopiero w czwartek albo piątek – mówi Adam Tomczyk, lekarz rodzinny z Opola.

Wtedy pacjenci będą musieli kupować leki za pełną cenę. Ich rachunki w aptece mogą wzrosnąć nawet o kilkaset złotych.

Porozumienie Zielonogórskie, skupiające lekarzy rodzinnych, uważa, że powodem jest niepodpisanie umów z NFZ. Ten twierdzi co innego. „Nie jest prawdą, że jest to przeszkoda w wykupieniu przez pacjentów leków refundowanych” – pisze fundusz na stronie internetowej. – Przyczyn jest kilka, a niepodpisanie umów jeszcze pogłębiło panujący w naszym regionie chaos – dodaje Tomczyk.

Od początku roku na Opolszczyźnie przestały obowiązywać książeczki RUM (Rejestr Usług Medycznych). – Moja przychodnia w 90 proc. wypisywała recepty na drukach RUM. A nowych, białych recept nie można wydrukować, dopóki lekarze nie mają umów z funduszem, bo nie można wpisać w system komputerowy numeru umowy – tłumaczy Tomczyk. Skoro lekarze nie znają zakresów umów, brakuje im informatycznego narzędzia do automatycznego wypełniania recept. – Musimy wpisywać ręcznie nazwisko pacjenta, numer PESEL, datę urodzenia. Łatwo o pomyłkę. A każda oznacza w aptece odmowę refundacji – mówi Tomczyk.

Chaos pogłębia fakt, że lekarze specjaliści nadal wypisują recepty na drukach RUM, bo opolska izba lekarska informowała, że ich wycofanie jest niezgodne z prawem. A NFZ poinformował apteki, by nie realizowały takich recept, bo tracą one ważność.