Groźny margines
Marek Konkolewski podkreśla, że stereotyp motocyklisty pirata drogowego, który dla szpanu odkręca tłumik i jedzie przez miasto na jednym kole, jest krzywdzący dla większości właścicieli jednośladów. – Ich wizerunek psuje wąska grupa młodych gniewnych, którzy nie dorośli do swoich ścigaczy. Pędzą przez miasto na złamanie karku, stwarzając zagrożenie dla siebie i innych użytkowników drogi i słusznie wzbudzając popłoch. Kierowcy powinni jednak pamiętać, że to margines – dodaje.
Ale właśnie ten margines najchętniej wsiada na ciężkie rumaki z silnikiem o pojemności 250, a nawet 500 centymetrów sześciennych, potrafiące przyspieszać w 3,5 sekundy do 100 km/h.
Coraz częściej kupują je też młodzi yuppie szukający odskoczni od korporacyjnej rzeczywistości. W warszawskiej drogówce do anegdoty przeszedł młodzieniec zatrzymany przez policjanta z sekcji motocyklowej. Pytany, dlaczego jechał 243 km/h, odpowiedział, że nie rozpędzał się, bo przecież wiezie pasażerkę.
Wypadek mistrza
Wypadki motocyklowe należą do najcięższych, zwłaszcza jeśli kierowcy i pasażerowie jadą bez kasku i specjalnej odzieży ochronnej. Większości trzeba przetaczać krew, i to w dużych ilościach. Stąd częste motocyklowe akcje oddawania krwi.
Kilka lat temu do odwiedzin w punktach krwiodawstwa próbowała skłonić Polaków kampania „motOKrewniacy" propagująca postawę kierowcy dżentelmena, który nie tylko szanuje innych użytkowników drogi, ale zachęca też do oddawania krwi na rzecz ofiar wypadków.
Marcin Velinov, założyciel fundacji Krewniacy, pomysłodawca „motOKrewniaków" i nauczyciel aikido (6 dan), osobiście przekonał się, jak ważne jest, by centra krwiodawstwa zawsze miały potrzebną ilość krwi. Już po starcie kampanii poważny wypadek na motorze miał jego mistrz Giampietro Savegnano. Zatrzymał motor po prawej stronie drogi, by zatelefonować, kiedy wjechał w niego samochód. Savegnano stracił nogę nad kolanem i gdyby nie błyskawiczne zaciśnięcie wokół rany paska od spodni, pewnie by się wykrwawił. W szpitalu zrobiono mu 11 transfuzji, dzięki którym przeżył. Nim w 2013 r. zmarł na raka, uczył aikido i ćwiczył na protezie z tytanu.