Choć resort zdrowia stara się zatrzymać lekarzy w kraju znacznymi podwyżkami, mogą się one okazać niewystarczające. 5,1 tys. zł miesięcznie w specjalizacji zwykłej (np. dermatologia) i 5,3 tys. zł w priorytetowej (np. psychiatria) dla rezydenta, który zobowiąże się do przepracowania w Polsce dwóch lat po zakończeniu specjalizacji, to niewiele w porównaniu z perspektywą 23 tys. zł miesięcznie w Szwecji. Tyle zarobi specjalista, który zdecyduje się praktykować w jednym z mniejszych miast szwedzkich.
Działająca od 2000 r. firma pośrednictwa pracy Medena aktualnie poszukuje psychiatrów, którym zapewnia intensywny półroczny kurs języka szwedzkiego, spotkanie z przyszłym pracodawcą i załatwienie wszelkich formalności na miejscu. Prezes firmy Monika Ziegler zapewnia, że zainteresowanie jest duże, a liczba wyjeżdżających utrzymuje się od kilku lat na poziomie kilkudziesięciu osób. O wiele więcej osób wysyłają za granicę firmy współpracujące z lecznicami w Wielkiej Brytanii, Francji czy Niemczech, których języków polscy lekarze uczą się zwykle jeszcze w liceum.
Żadnych problemów z angażem na Zachodzie nie mają też anestezjolodzy, którzy najczęściej występują do Naczelnej Izby Lekarskiej o zaświadczenie o postawie etycznej, potrzebne do uznania kwalifikacji w krajach Unii Europejskiej.
– We Francji anestezjolodzy są elitą finansową. Zarabiają 1300 euro (5,4 tys. zł) netto za 24-godzinny dyżur, a rocznie nawet 150 tys. euro (631 tys. zł) – mówi Damian Patecki, wiceprzewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (OZZL). Dodaje, że za granicę wyganiają polskich medyków nie tyle wyższe zarobki, ile inna organizacja i kultura pracy.
Zeszłoroczne protesty lekarzy – październikowy głodowy i kilkumiesięczna akcja wypowiadania klauzuli opt-out pozwalającej na pracę ponad 48 godzin w tygodniu – zwiększyły zainteresowanie wyjazdami.