Rosja próbuje zbudować branżę kredytów hipotecznych już od czasu upadku ZSRR. Anatol Ivanow, 39-letni inżynier programista, który zajmuje wraz z żoną i dzieckiem 53-metrowe mieszkanie w St. Petersburgu, twierdzi, że czuje się jak w ślepym zaułku - czytamy na łamach "Bloomberga".
Złe kredyty
Tegoroczne załamanie kursu rubla przyprawiło Anatola, który kupił swoje pochodzące jeszcze z czasów radzieckich mieszkanie w 2008 roku na kredyt hipoteczny w dolarach, o ból głowy.
Młody inżynier zapożyczył się w banku Absolut. W tamtym czasie dolar był wart 23 ruble, a oprocentowanie kredytu hipotecznego było 4 pkt proc. niższe niż dla pożyczek w rublach. Dziś kurs dolara to ponad 55 rubli, a Ivanow rozważa poniesienie dodatkowych kosztów za przewalutowanie kredytu na ruble. - Na naszą miesięczną 800-dolarową ratę musimy dziś wydać 38 tys. rubli, podczas gdy na początku roku było to 26 tys. - opowiada Ivanow, który zarabia w rublach, dziennikarzom "Bloomberga". - Gdyby moja żona nie pracowała, to trudno byłoby nam sprostać takiemu wzrostowi raty - dodaje.
Rosjanie, skuszeni przez zagraniczne banki oferujące kredyty mieszkaniowe z niskim oprocentowaniem, zadłużyli się w walutach obcych na łączną kwotę 108.5 mld rubli - podaje Rosyjski Bank Centralny w raporcie z 1 października, na który powołuje się "Bloomberg".
Kredyty te stanowią tylko 3 proc. wszystkich kredytów hipotecznych, ale aż 15 proc. z nich ma opóźnienia w spłacie, podczas gdy niespłacanych kredytów rublowych jest 0,9 proc. Rubel stracił ok. 40 proc. wartości wobec dolara w związku z niskimi cenami ropy i międzynarodowymi sankcjami nałożonymi na Rosję w związku z konfliktem na Ukrainie, które odcięły rosyjskie firmy od zagranicznych rynków kapitałowych.