Ekspert FOR: I ty możesz zostać flipperem! Niechcący

Politycy Lewicy, składając projekt ustawy "antyflippingowej", nie wykazali w żaden sposób, że rozwiązuje ona realny problem, ani też, że takie rozwiązanie jest faktycznie niezbędne. Powtarzają tylko stare slogany - uważa ekspert Fundacji FOR.

Publikacja: 09.04.2024 13:49

Ekspert FOR: I ty możesz zostać flipperem! Niechcący

Foto: shutterstock

Lewica złożyła niedawno projekt tzw. ustawy antyflipperskiej, który przewiduje wprowadzenie podwyższonych stawek podatku od czynności cywilnoprawnych w przypadku sprzedaży mieszkania w krótkim czasie po jego zakupie. Miałoby to zniechęcać do działalności tzw. flipperów, czyli osoby nabywające nieruchomości nie po to, by w nich zamieszkać lub je wynająć, lecz w celu ich szybkiego wyremontowania i odsprzedania z zyskiem. Ma to przeciwdziałać „kryzysowi” mieszkaniowemu i wzrostowi cen wywołanemu rzekomo przez „spekulantów”, którzy mają być za ów „kryzys” odpowiedzialni. Problem polega na tym, że Lewica nie przedstawia żadnych danych na poparcie swoich tez. Ich projekt jest dziurawy i uderza na oślep podatkami w przypadkowe osoby w nadziei, że przy okazji uda się też trafić w cel.

Czytaj więcej

Kupujesz mieszkanie od flippera? Zapłacisz wyższy podatek

Co zawiera projekt ustawy antyflippingowej

Projekt zawiera propozycje zmian w podatku od czynności cywilnoprawnych (PCC). W przypadku umowy sprzedaży mieszkania nakłada się „karną” stawkę podatku w wysokości 10 proc. (zamiast normalnej stawki na poziomie 2 proc.), jeżeli taka umowa zostaje zawarta przed upływem roku od poprzedniego zbycia tego mieszkania. W przypadku zbycia w okresie dwóch i trzech lat stawki miałyby wynosić odpowiednio 6 proc. i 4 proc.

Dostępne dane mówią że mediana „flippa” na polskim rynku to 21 tygodni, a tzw. długie flippy (powyżej roku) praktycznie na nim nie występują. Karne stawki podatku do okresu 2–3 lat obciążą więc nie flipperów, lecz przypadkowych ludzi sprzedających z różnych powodów swoje mieszkanie.

Czytaj więcej

Wojna z flipperami nie zbije cen mieszkań. "I tak zapłacą za to kupujący"

Co z pierwszym mieszkaniem kupionym od flippera

Z samej konstrukcji podatku wynika, że obowiązek jego zapłacenia spoczywa na nabywcy, a więc na osobie kupującej mieszkanie od flippera, a nie na samym flipperze. O tym, że mieszkanie, które kupujemy, jest obciążone dodatkową stawką podatku, mamy – co proponuje Lewica – się dowiedzieć dopiero u notariusza. A przecież sporządzenie aktu notarialnego to finalizacja całego procesu, w ramach którego poświęca się czas i pieniądze np. wpłacenie zadatku. I to właśnie na finiszu mielibyśmy się dowiedzieć, że musimy zapłacić dodatkowo nawet ponad sto tysięcy złotych.

Poza tym trzeba pamiętać, że od niedawna obowiązuje zerowa stawka PCC na zakup pierwszego mieszkania. Ustawa nie wyjaśnia, co dzieje się w przypadku, gdy pierwsze mieszkanie będzie kupowane od „flippera”. Nie jest jasne, która stawka obowiązuje.

Czytaj więcej

Grzegorz Siemionczyk: Lewica, walcząc z flipperami, strzela z armaty w pszczołę

Flipperem możesz zostać z przypadku

Projekt przewiduje też, że jeśli przed upływem pięciu lat od kupna pierwszej nieruchomości kupimy kolejne mieszkanie lub udziały w nim, będą nas obowiązywać dodatkowe stawki podatku: 3 proc. w przypadku trzeciej umowy, 4 proc. w przypadku czwartej oraz 5 proc. w przypadku piątej i kolejnych. Tu również „flipperem” możemy zostać przypadkowo: np. jeżeli odkupimy udziały od trzech członków rodziny po tym jak dostaliśmy część mieszkania w spadku. Dodatkowo opodatkowani zostaną także ludzie kupujący nieruchomości z zamiarem wynajmowania ich. A nieruchomości trafiające na bardzo skromny w Polsce rynek najmu rozwijają go (w Polsce udział prywatnego rynku najmu to 3,4 proc., gorszy wynik jest tylko w czterech innych krajach UE). Dodatkowe opodatkowanie właścicieli mieszkań na wynajem może tylko spowodować wzrost czynszów.

Czytaj więcej

Dodatkowe podatki dla flipperów uderzą po kieszeni kupujących

Jaka jest skala flippingu

Cała ustawa zawiera wiele niespójności i będzie uderzać przede wszystkim w osoby postronne, a nie we „flipperów”. Samo uzasadnienie ustawy jest wątpliwe, by nie powiedzieć, że właściwie nie istnieje. W uzasadnieniu możemy np. przeczytać, że obecnie „flipperzy” nie płacą w Polsce podatku dochodowego, ponieważ korzystają z ulgi „na własne cele mieszkaniowe”. Tymczasem fiskus już nieraz domagał się zapłaty podatku, w czym rację przyznawał mu Naczelny Sąd Administracyjny, stwierdzając, że taka działalność wykonywana jest w sposób ciągły i nosi znamiona działalności gospodarczej.

Posłowie Lewicy nie przedstawili też żadnych danych na temat skali flippingu w Polsce ani jego wpływu na ceny mieszkań. Uznali za to, że „flipperzy, […] korzystając ze spekulacyjnych metod, niemal wyczyścili rynek nieruchomości w Polsce, szczególnie w dużych miastach”. Teza ta nie jest poparta kompletnie żadnymi dowodami czy badaniami. Dostępnych badań w temacie jest niewiele – należałoby jednak oczekiwać, że ludzie nakręcający spiralę nienawiści do „flipperów” i przedstawiający ich jako źródło wszelkiego zła i nieszczęść polskiego rynku mieszkaniowego zlecą badania nad tym zjawiskiem albo chociaż sprawdzą te istniejące – wynika z nich, że udział „flipów” w największych polskich miastach nie przekracza kilku procent transakcji rocznie. Nie przeszkadza to jednak projektodawcom twierdzić, że flipperzy wyczyścili rynek nieruchomości i odpowiadają za wzrost cen mieszkań.

Czytaj więcej

Decyduje rynek. Jest oferta, jest klient, jest transakcja

W projekcie Lewicy brak rzetelnej analizy 

Ciężar dowodu powinien spoczywać na tym, kto chciałby daną regulację wprowadzać, a nie na tym, który się jej sprzeciwia. Wiedzieli o tym już starożytni Rzymianie (Ei incumbit probatio, qui dicit, non qui negat), tego wymagają też konstytucyjna zasada proporcjonalności czy społecznej gospodarki rynkowej. Tymczasem proponowany projekt nie opiera się na rzetelnej analizie, że problem rzeczywiście istnieje. Projektodawcy nie wykazali w żaden sposób, że rozwiązują realny problem, nie wykazali też, że takie rozwiązanie jest faktycznie konieczne i niezbędne. Uzasadnienie powtarza tylko slogany, którymi od dawna operują politycy Lewicy.

Lewica złożyła niedawno projekt tzw. ustawy antyflipperskiej, który przewiduje wprowadzenie podwyższonych stawek podatku od czynności cywilnoprawnych w przypadku sprzedaży mieszkania w krótkim czasie po jego zakupie. Miałoby to zniechęcać do działalności tzw. flipperów, czyli osoby nabywające nieruchomości nie po to, by w nich zamieszkać lub je wynająć, lecz w celu ich szybkiego wyremontowania i odsprzedania z zyskiem. Ma to przeciwdziałać „kryzysowi” mieszkaniowemu i wzrostowi cen wywołanemu rzekomo przez „spekulantów”, którzy mają być za ów „kryzys” odpowiedzialni. Problem polega na tym, że Lewica nie przedstawia żadnych danych na poparcie swoich tez. Ich projekt jest dziurawy i uderza na oślep podatkami w przypadkowe osoby w nadziei, że przy okazji uda się też trafić w cel.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Rynek nieruchomości
Wojna z flipperami nie zbije cen mieszkań. "I tak zapłacą za to kupujący"
Nieruchomości
Cesje dają jeszcze zarobić
Nieruchomości
Dom i kamienica dla flippera
Nieruchomości
Flipp na wysoki połysk
Nieruchomości
Dodatkowe podatki dla flipperów uderzą po kieszeni kupujących
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?