Rozmowa z [b]Radosławem Sieroniem[/b], z firmy Mermaid Properties.
[b]Rz: Po czym dziś można poznać, że na rynku nieruchomości zaczynają się trudne czasy dla deweloperów?[/b]
Radosław Sieroń: Nie do końca zgadzam się z tezą, że na polskim rynku zaczynają się trudne czasy dla deweloperów. Sytuację postrzegam raczej jako czasowe ochłodzenie, taki zimny front atmosferyczny. Dla nas na razie jego bezpośrednie objawy to dwaj klienci, którzy odkładają podpisanie umowy przedwstępnej w związku z obniżeniem ich zdolności kredytowej przez bank do czasu znalezienia oferty innego banku lub źródła dodatkowego finansowania.
Jestem zdania, że w dłuższej perspektywie obecny kryzys na rynku finansowym wpłynie normalizująco na relacje na rynku nieruchomości. Sytuacja w latach 2007 – 2008 była nienormalna – to było chwilowe przegrzanie. Ogromny popyt spekulacyjny na przełomie 2006 i 2007 roku napędzał wzrost cen produktów mieszkaniowych. Deweloperów i inwestorów skusił krótkoterminowy wzrost zysków. Niestety, zaraz potem nastąpił szybki wzrost cen ziemi oraz usług budowlanych. Kiedy ceny przestały rosnąć, popyt spekulacyjny zanikł, jednak nie poszedł za tym spadek cen ziemi oraz usług budowlanych. Sprzedaż uległa spowolnieniu. Wielu inwestorów, zwłaszcza z Hiszpanii i Irlandii, kupowało ziemię „na górce”, często bez znajomości lokalnego rynku, bez wyczucia, i normalnie przepłaciło. Ci stracą.
[b]Kto odczuje bardziej kryzys na rynku nieruchomości: firmy budujące osiedla czy biurowce?[/b]