Rząd chce załagodzić spór z lekarzami o recepty. I ma już konkretne pomysły, jak to zrobić.
Medycy zapowiadają, że od stycznia nie będą informować na receptach, czy pacjent ma prawo do kupowania refundowanych leków. Chorym grozi więc, że po Nowym Roku będą w aptekach płacić pełną cenę leku, bez dopłaty Narodowego Funduszu Zdrowia (wydaje on na to co roku ponad 8 mld zł, pacjenci dopłacają kolejne 2,5 mld zł).
Lekarze się zbuntowali. Najpierw na portalach społecznościowych, potem przez związki zawodowe i samorząd medyczny zaczęli się domagać wykreślenia z ustawy refundacyjnej przepisów mówiących o tym, że NFZ może im kazać oddać pieniądze za źle przepisaną receptę.
Chodzi m.in. o wpisanie wbrew stanowi faktycznemu, że pacjent jest ubezpieczony.
Skoro mamy ponosić odpowiedzialność za błąd, to tej informacji w ogóle nie będziemy wpisywać na recepty – uznali medycy. Takie oświadczenie wydała Naczelna Rada Lekarska. Oprotestowała ona też inne rozwiązanie wynikające z ustawy – zobowiązywanie lekarza, by na recepcie pisał, jaki jest poziom refundacji każdego leku. Może to być 30, 50 lub 100 proc. ceny lub ryczałt 3,20 zł.