Reklama

Richard Wagner i wojna w Ukrainie. „Lohengrin” w Paryżu

Po wyjeździe na Zachód Kirył Sieriebriennikow odzyskał wolność, ale Rosja nadal w nim tkwi, czego dowodem „Lohengrin” w Paryżu w jego reżyserii.

Publikacja: 30.10.2023 03:00

„Lohengrin”

„Lohengrin”

Foto: OPERA DE PARIS/MAT. PRAS.

W Rosji protestował przeciwko inwazji na Gruzję, bronił członkiń zespołu Pussy Riot i społeczności LGBT. Władza więc znalazła sposób na Kiryła Sieriebriennikowa. Pozbawiono go w Moskwie teatru, którym kierował, a za rzekome malwersacje finansowe skazano na trzy lata, łaskawie zamieniając więzienie na areszt domowy.

Z domowego aresztu reżyserował zdalnie przedstawienia w teatrach zachodnioeuropejskich, wśród nich znakomitego „Parsifala” w wiedeńskiej Staatsoper. W misterium Richarda Wagnera rycerze strzegący Świętego Graala przypominali więźniów gułagów, bo też, gdy powstawał ten spektakl, świat żył sprawą uwięzionego w Rosji Aleksieja Nawalnego.

Czytaj więcej

Pozorny spokój na wzgórzu Wagnera

Po agresji Rosji na Ukrainę wyrok skazujący Sieriebriennikowa unieważniono, a jemu pozwolono wyjechać. Teraz więc już w normalnych warunkach mógł w paryskiej Opera Bastille wyreżyserować „Lohengrina”.

Kirył Sieriebriennikow pozostał więc w tym samym świecie Wagnera i rycerzy Graala, bo Parsifal to przecież ojciec Lohengrina. On zaś przybywa do Brabancji, by bronić honoru Elsy oskarżanej o spowodowanie zaginięcia przed laty brata, który miał objąć władzę w kraju.

Reklama
Reklama

Podczas instrumentalnego wstępu, gdy muzyka Wagnera wyłania się jakby z niebytu, znakomicie interpretowana przez orkiestrę Opera Bastille pod czujną dyrekcją Brytyjczyka Alexandra Soddy’ego, Sieriebriennikow na filmie rekonstruuje wydarzenia z przeszłości. Pokazuje dziewczynę i chłopaka spacerujących po lesie, kąpiel w jeziorze, piękne słońce. Chłopak wkłada jednak mundur, kamizelkę kuloodporną i uśmiechając się, odchodzi.

Czytaj więcej

Muzyka Wagnera: w świecie baśni i w cieniu swastyki

Właściwa akcja zaczyna się, gdy już trwa wojna, choć tajemnica i świetlista aura otaczają przybywającego Lohengrina, którego nikt nie zna. Reżyser prowadzi równolegle świat realny i świat wizji, niemniej słowa króla Niemiec Henryka o potrzebie obrony przed hordami ze wschodu nadają „Lohengrinowi” wyrazisty w dzisiejszych czasach kontekst.

A potem spektakl ogarnia całkowicie wojenna groza. Reżyser dodaje do Wagnera filmowe obrazy walk, na scenie pokazuje rannych w szpitalach, kostnicę przepełnioną ciałami poległych i Elsę zmagającą się z psychicznymi traumami. Sieriebriennikow chce wstrząsnąć paryską publicznością, uświadamiając jej, że taki jest dzisiaj świat. Dopiero w finale spektakl odzyskuje metafizyczny wymiar, ale ogromna w tym zasługa Piotra Beczały, któremu reżyser pozwolił wyśpiewać bez natrętnych obrazów wielki monolog Lohengrina.

Piotr Beczała dodał spektaklowi Sieriebriennikowa niezbędnych wartości, ale też nie ma chyba dzisiaj na świecie lepszego odtwórcy tej wagnerowskiej roli. Polak interpretuje ją z niezwykłą naturalnością, z wyczuciem wagi każdego słowa i umiejętnością łączenia realizmu z prawdziwą poezją.

Wszyscy zresztą soliści prezentują wysoki poziom – od Chińczyka Sheynyanga w mniej znaczącej roli Herolda po znakomicie partnerującą Polakowi Johanni van Oostrum jako Elsa, niemniej jednak to przede wszystkim Piotr Beczała i dyrygent Alexander Soddy przywrócili „Lohengrino” niezbędną, mistyczną aurę.

Muzyka klasyczna
Piotr Beczała lepszy niż Luciano Pavarotti
Muzyka klasyczna
Zofia Zembrzuska: Nie bójmy się Filharmonii
Muzyka klasyczna
Muzyczny tygiel Europy
Muzyka klasyczna
Światowa premiera płyty zwycięzcy Konkursu Chopinowskiego
Muzyka klasyczna
Tomasz Konieczny w nowej roli w Nowym Jorku
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama