Wniosek ten nasunąć się może z lektury książki brytyjskiego historyka Iana Kershawa „Walkiria”, która wczoraj trafiła do polskich księgarń. Warto sięgnąć po tę niewielką, ale solidnie udokumentowaną pozycję także dlatego, że w przyszłym miesiącu wchodzi na ekrany film pod tym samym tytułem z Tomem Cruise’em w roli głównej. O zamachu Stauffenberga i wydarzeniach z połowy 1944 roku będzie więc głośno.
Zdaniem Kershawa historia zamachu na Hitlera kryje w sobie zarówno „głębokie przejawy wysokich wartości etycznych i transcendentnego poczucia moralnego obowiązku, kodeks honorowy, polityczny idealizm, przekonania religijne” i tak dalej, jak i „pomyłki, błędne oceny, dylematy moralne, krótkowzroczność, niezdecydowanie, podziały ideowe, starcia osobiste, potknięcia organizacyjne, nieufność i czysty pech”. Istotnie, wojskowi spiskowcy sfuszerowali sprawę.
Dla Niemców zamach Stauffenberga wraz z upływem lat stał się jednak listkiem figowym, dowodem na to, że niecały naród, nie wszystkie siły polityczne popierały Hitlera i nazistów, że wreszcie sam pułkownik ostatecznie odwrócił się od swego Führera, gdy w 1942 roku zapoznał się z relacjami świadków masakr ukraińskich Żydów przeprowadzanych przez SS. My wszakże powinniśmy pamiętać, że tego samego oficera – jak pisze Kershaw – „kiedy służył w Polsce, przepełniała pogarda dla Polaków, popierał kolonizację tego kraju i entuzjastycznie odnosił się do zwycięstwa Niemiec. Jeszcze bardziej uradował go olśniewający sukces kampanii na Zachodzie; dawał wówczas do zrozumienia, że zmienił swoje stanowisko wobec Hitlera”.
Bohater? Znam większych.
[ramka]Ian Kershaw