Umarł król, niech żyje król polskiej satyry rysowanej. Po odejściu Andrzeja Czeczota tron objął (nie samozwańczo, z mojego autorytatywnego nadania) Jan Koza (to pseudonim).
Absolwent wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych, rocznik 1970, zaczynał od malarstwa, robi film animowany, reklamę (np. Heya), rysunek satyryczny prasowy (ostatnio: „Przekrój" i „Polityka", zamiast Henryka Sawki). Pisze wiersze.
Ze scenopisów do animacji wyszły mu komiksy. I zostały. W kwietniu prezentował prace w Poznaniu, podczas Ligatury, czyli III Międzynarodowego Festiwalu Kultury Komiksowej. Niszowy pokaz, więc całe szczęście, że jest jego pokłosie: książka o poważnym i pełnym odniesień tytule „Polaków uczestnictwo w kulturze. Raport z badań 1996 - 2012". Podrzucam wiodące linki: Sławomir Mrozek, „Polska w obrazach" (1957) i Wilhelm Sasnal, „Życie codzienne w Polsce w latach 1999 - 2001".
Co Kozie do wyżej wymienionych (a także do Czeczota)? Reporterskie zacięcie plus socjologiczne zapędy. W rysunkach z komentarzem stawia diagnozy rodakom, ukształtowanym, a raczej - zdeformowanym przez pęd ku konsumpcji. Przestawienie wektora wartości z „być" na „mieć" zabełtało Polakom w głowach, zmieniło etyczne normy, obyczajowość, styl życia. Współczesny Polak to typ nie za bardzo z kulturą za pan brat. Jeśli, to w wersji pop, nawet sub-pop, bo kultura pomyliła mu się z rozrywką i z grillowaniem.